ADHORTACJA APOSTOLSKA OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA GAUDETE ET EXSULTATE O POWOŁANIU DO ŚWIĘTOŚCI W ŚWIECIE WSPÓŁCZESNYM 1. "Cieszcie się i radujcie" (Mt 5, 12) mówi Jezus ludziom, którzy są prześladowani lub poniżani ze względu na Jego sprawę. Pan chce od nas wszystkiego, a to, co oferuje, to życie prawdziwe, szczęście, dla którego zostaliśmy stworzeni. Chce, abyśmy byli świętymi i nie oczekuje, że zadowolimy się życiem przeciętnym, rozwodnionym, pustym. Istotnie, powołanie do świętości na różne sposoby jest obecne na kartach Biblii już od pierwszych jej stron. Pan zaproponował je Abrahamowi w następujący sposób: "Żyj ze Mną w zażyłości i bądź bez skazy" (Rdz 17, 1). 2. Nie należy spodziewać się tutaj traktatu o świętości, z wieloma definicjami i rozróżnieniami, które mogłyby ubogacić ten ważny temat, lub z analizami, które można by przeprowadzić odnośnie do dróg uświęcenia. Moim skromnym celem jest przedstawienie po raz kolejny powołania do świętości, próbując ująć je w aktualnym kontekście, z jego zagrożeniami, wyzwaniami i możliwościami. Ponieważ Pan każdego z nas wybrał, "abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem" (Ef 1, 4). I. POWOŁANIE DO ŚWIĘTOŚCI Święci, którzy nas wspierają i nam towarzyszą 3. W Liście do Hebrajczyków wspomniani są różni świadkowie, którzy zachęcają nas, by "wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach" (por. 12, 1). Mowa tam o Sarze, Abrahamie, Mojżeszu, Gedeonie i kilku innych (por. rozdz. 11). W szczególności jesteśmy zachęcani do uznania, że mamy "dokoła siebie mnóstwo świadków" (12, 1), którzy nas wspierają, abyśmy nie zatrzymywali się w drodze, którzy pobudzają nas do kontynuowania naszej drogi do celu. A wśród nich może być nasza własna matka, babcia lub inne bliskie osoby (por. 2Tm 1, 5). Może ich życie nie zawsze było doskonałe, ale, nawet pośród niedoskonałości i upadków, szli naprzód i podobali się Panu. 4. Święci, którzy znaleźli się już w obecności Boga, utrzymują z nami więzy miłości i komunii. Świadczy o tym Księga Apokalipsy, która mówi o wstawiennictwie, jakiego podejmują się męczennicy: "ujrzałem pod ołtarzem dusze zabitych dla Słowa Bożego i dla świadectwa, jakie mieli. I głosem donośnym tak zawołały: «Dokądże, Władco święty i prawdziwy, nie będziesz sądził»" (6, 9-10). Możemy powiedzieć, że "towarzyszą nam przyjaciele Boga, otaczają nas i prowadzą (…). Nie muszę nieść sam tego, czego w istocie nie byłbym w stanie sam udźwignąć. Rzesza świętych Bożych ochrania mnie, wspomaga i prowadzi"[1]. 5. W procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych brane są pod uwagę oznaki heroiczności w praktykowaniu cnót, ofiarowanie życia w męczeństwie, a także przypadki, w których potwierdzono ofiarowanie swego życia dla innych, trwające aż do śmierci. Ten dar z siebie jest wyrazem przykładnego naśladowania Chrystusa i zasługuje na podziw wiernych[2]. Przypomnijmy na przykład bł. Marię Gabrielę Sagheddu, która ofiarowała swoje życie za jedność chrześcijan. Święci z sąsiedztwa 6. Nie myślimy tylko o tych, którzy są już beatyfikowani lub kanonizowani. Duch Święty rozlewa świętość wszędzie w świętym i wiernym ludzie Bożym, gdyż "podobało się […] Bogu uświęcać i zbawiać ludzi nie pojedynczo, z wyłączeniem wszelkich wzajemnych powiązań, lecz ustanowić ich jako lud, który uznałby Go w prawdzie i Jemu święcie służył"[3]. W historii zbawienia Pan zbawił lud. Nie istnieje pełna tożsamość bez przynależności do ludu. Z tego względu nikt nie zbawia się sam, jako wyizolowana jednostka, ale Bóg przyciąga nas, biorąc pod uwagę złożoną sieć relacji międzyludzkich, które się nawiązują we wspólnocie ludzkiej: Bóg zechciał wejść w dynamikę ludową, w dynamikę ludu. 7. Lubię dostrzegać świętość w cierpliwym ludzie Bożym: w rodzicach, którzy z wielką miłością pomagają dorastać swoim dzieciom, w mężczyznach i kobietach pracujących, by zarobić na chleb, w osobach chorych, w starszych zakonnicach, które nadal się uśmiechają. W tej wytrwałości, aby iść naprzód, dzień po dniu, widzę świętość Kościoła walczącego. Jest to często "świętość z sąsiedztwa", świętość osób, które żyją blisko nas i są odblaskiem obecności Boga, albo, by użyć innego wyrażenia, są "klasą średnią świętości"[4]. 8. Dajmy się pobudzić znakami świętości, jakie ukazuje nam Pan poprzez najpokorniejszych członków tego ludu, który "uczestniczy także w prorockiej funkcji Chrystusa, szerząc o Nim żywe świadectwo przede wszystkim życiem wiary i miłości"[5]. Pomyślmy, jak sugeruje nam św. Teresa Benedykta od Krzyża, że poprzez wielu z nich budowana jest prawdziwa historia: "W najciemniejszej nocy powstają najwięksi prorocy i święci. Jednak ożywiający nurt życia mistycznego pozostaje niewidzialny. Z pewnością decydujące wydarzenia w dziejach świata były zasadniczo spowodowane przez dusze, o których książki historyczne nic nie mówią. A to, jakim duszom powinniśmy dziękować za decydujące wydarzenia z naszego życia osobistego, to coś, co poznamy jedynie w dniu, w którym wszystko ukryte zostanie odkryte"[6]. 9. Świętość jest najpiękniejszym obliczem Kościoła. Ale także poza Kościołem katolickim, w bardzo różnych środowiskach, Duch wzbudza "znaki swojej obecności, które pomagają samym uczniom Chrystusa"[7]. Ponadto św. Jan Paweł II przypomniał nam, że "Świadectwo dawane Chrystusowi aż do przelania krwi, stało się wspólnym dziedzictwem zarówno katolików, jak prawosławnych, anglikanów i protestantów"[8]. Podczas pięknego ekumenicznego nabożeństwa, które pragnął on sprawować w Koloseum, podczas Jubileuszu Roku 2000, powiedział, że męczennicy są "dziedzictwem przemawiającym donioślejszym głosem niż podziały"[9]. Pan wzywa 10. Wszystko to jest ważne. Jednak poprzez tę adhortację chciałbym przede wszystkim przypomnieć o powołaniu do świętości, które Pan kieruje do każdego z nas, o tym wezwaniu, które kieruje też do ciebie: "Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty" (Kpł 11, 44; 1P 1, 16). Sobór Watykański II powiedział to dobitnie: "Wszyscy wierni, wyposażeni w tyle tak wielkich środków zbawienia, we wszystkich sytuacjach życiowych i w każdym stanie powołani są przez Pana, każdy na właściwej sobie drodze, do doskonałej świętości, jak sam Ojciec jest doskonały"[10]. 11. "Każdy na swojej drodze" - mówi Sobór. Nie można się więc zniechęcać, podziwiając wzory świętości, które wydają się nieosiągalne. Istnieją świadectwa przydatne, by nas pobudzić i motywować, ale nie dzięki temu, że próbujemy je kopiować, gdyż to mogłoby nas jeszcze oddalić od wyjątkowej i specyficznej drogi, jaką przygotował dla nas Pan. Liczy się to, aby każdy wierny rozpoznał swoją drogę i wydobył z siebie to, co ma najlepszego, to, co najbardziej osobistego Bóg w nim umieścił (por. 1Kor 12, 7), a nie marnował sił, usiłując naśladować coś, co nie było dla niego pomyślane. Wszyscy jesteśmy powołani, aby być świadkami, ale istnieje wiele egzystencjalnych form świadectwa[11]. Istotnie, kiedy wielki mistyk św. Jan od Krzyża pisał swoją Pieśń duchową, wolał uniknąć zasad ustalonych dla wszystkich na raz i wyjaśnił, że jego wiersze zostały napisane, aby "każdy według pragnienia i stanu swej duszy"[12] się nimi radował. Ponieważ boskie życie udziela się "jednym w ten sposób, drugim w inny"[13]. 12. Wśród różnorodnych form, chcę podkreślić, że także "geniusz kobiecy" przejawia się w kobiecych stylach świętości, niezbędnych do odzwierciedlenia świętości Boga na tym świecie. To właśnie w czasach, kiedy kobiety były najbardziej wykluczane, Duch Święty pobudził święte, których urok spowodował nowe dynamiki duchowe i ważne reformy w Kościele. Możemy wspomnieć św. Hildegardę z Bingen, św. Brygidę, św. Katarzynę ze Sieny, św. Teresę z Avila i św. Teresę z Lisieux. Muszę jednak przypomnieć także wiele nieznanych lub zapomnianych kobiet, które, każda na swój sposób, podtrzymywały i przekształcały rodziny i wspólnoty dzięki sile swojego świadectwa. 13. Powinno to pobudzać i zachęcać każdego do oddania siebie całkowicie, aby wzrastać ku temu wyjątkowemu i niepowtarzalnemu planowi, jaki odwiecznie miał dla niego Bóg: "Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię" (Jr 1, 5). Także dla ciebie 14. Aby być świętymi, nie trzeba być biskupami, kapłanami, zakonnikami ani zakonnicami. Często mamy pokusę, aby sądzić, że świętość jest zarezerwowana tylko dla tych, którzy mają możliwość oddalenia się od zwykłych zajęć, aby poświęcać wiele czasu modlitwie. Ale tak nie jest. Wszyscy jesteśmy powołani, by być świętymi, żyjąc z miłością i dając swe świadectwo w codziennych zajęciach, tam, gdzie każdy się znajduje. Jesteś osobą konsekrowaną? Bądź świętym, żyjąc radośnie swoim darem. Jesteś żonaty albo jesteś mężatką? Bądź świętym, kochając i troszcząc się o męża lub żonę, jak Chrystus o Kościół. Jesteś pracownikiem? Bądź świętym wypełniając uczciwie i kompetentnie twoją pracę w służbie braciom. Jesteś rodzicem, babcią lub dziadkiem? Bądź świętym, cierpliwie ucząc dzieci naśladowania Jezusa. Sprawujesz władzę? Bądź świętym, walcząc o dobro wspólne i wyrzekając się swoich interesów osobistych[14]. 15. Pozwól, by łaska twego chrztu owocowała na drodze świętości. Pozwól, aby wszystko było otwarte na Boga i dlatego wybierz Jego, wybieraj Boga wciąż na nowo. Nie zniechęcaj się, ponieważ masz moc Ducha Świętego do tego, by świętość była możliwa. Ona w głębi jest owocem Ducha Świętego w twoim życiu (por. Ga 5, 22-23). Kiedy odczuwasz pokusę, by zaplątać się w swoją słabość, podnieś oczy ku Ukrzyżowanemu i powiedz: "Panie, jestem biedakiem, ale Ty możesz dokonać cudu uczynienia mnie trochę lepszym". W świętym i składającym się z grzeszników Kościele znajdziesz wszystko, czego potrzebujesz, aby wzrastać ku świętości. Pan napełnił go darami ze Słowem, z sakramentami, sanktuariami, życiem wspólnot, świadectwem swoich świętych i wielopostaciowym pięknem, które pochodzi z miłości do Pana "jak oblubienica strojna w swe klejnoty" (por. Iz 61, 10). 16. Ta świętość, do której wzywa cię Pan, będzie wzrastała przez małe gesty. Na przykład: pewna kobieta idzie na targ, by zrobić zakupy, spotyka sąsiadkę, zaczyna z nią rozmawiać i dochodzi do krytyki. Wówczas ta kobieta mówi w swoim wnętrzu: "Nie, nie będę o nikim mówić źle". To jest krok ku świętości. Następnie w domu, jej syn chce z nią porozmawiać o jego fantazjach i chociaż jest zmęczona, siada obok niego i słucha z cierpliwością i miłością. To kolejna ofiara, która uświęca. Kiedy przeżywa chwilę udręki, pamięta o miłości Najświętszej Maryi Panny, bierze różaniec i modli się z wiarą. To jest kolejna ścieżka świętości. Potem, gdy wychodzi na ulicę, spotyka ubogiego i zatrzymuje się, by porozmawiać z nim z miłością. To jest następny krok. 17. Czasami życie stawia przed nami większe wyzwania i poprzez nie Pan zachęca nas do nowych nawróceń, które pozwalają, aby Jego łaska lepiej przejawiała się w naszym życiu "aby nas uczynić uczestnikami swojej świętości" (Hbr 12, 10). Innym razem chodzi jedynie o znalezienie doskonalszej formy życia tym, co już czynimy: "Wszystkie te natchnienia odnosiły się do spraw zwyczajnych, lecz spełniane były z doskonałością nadzwyczajną"[15]. Kiedy kardynał François-Xavier Nguen Van Thuan był w więzieniu, postanowił nie wypalać się w jałowym oczekiwaniu na uwolnienie, ale "przeżywać chwilę obecną napełniając ją miłością". A realizował to konkretnie w następujący sposób: "wykorzystam zatem te okazje, które nadarzają się każdego dnia, żeby dokonywać zwykłych czynów w niezwykły sposób"[16]. 18. Tak więc, pod wpływem Bożej łaski, na wiele sposobów budujemy tę postać świętości, jakiej chciał dla nas Bóg, lecz nie czynimy tego jako istoty samowystarczalne, ale "jako dobrzy szafarze różnorakiej łaski Bożej" (1P 4,10). Biskupi nowozelandzcy słusznie uczyli nas, że można kochać bezwarunkową miłością Pana, ponieważ Zmartwychwstały dzieli swe potężne życie z naszym delikatnym życiem: "Jego miłość nie ma granic i raz dana nigdy nie została wycofana. Była bezwarunkowa i pozostała wierna. Taka miłość nie jest łatwa, ponieważ często jesteśmy bardzo słabi. Jednak, abyśmy starali się kochać tak, jak Chrystus nas umiłował, On sam dzieli się z nami swoim własnym zmartwychwstałym życiem. W ten sposób nasze życie ukazuje Jego moc w działaniu nawet pośród ludzkiej słabości"[17]. Twoja misja w Chrystusie 19. Chrześcijanin nie może myśleć o swojej misji na ziemi, nie pojmując jej jako drogi świętości, ponieważ " wolą Bożą jest wasze uświęcenie" (1Tes 4, 3). Każdy święty jest misją; jest planem Ojca, by odzwierciedlać, ucieleśniać w danym momencie dziejów, pewien aspekt Ewangelii. 20. Misja ta znajduje pełny sens w Chrystusie i można ją zrozumieć jedynie rozpoczynając od Niego. W swej istocie świętość, to przeżywanie w zjednoczeniu z Nim tajemnic swojego życia. Polega ona na złączeniu się ze śmiercią i zmartwychwstaniem Pana w sposób wyjątkowy i osobisty, w nieustannym umieraniu i powstawaniu z martwych wraz z Nim. Może ona jednak oznaczać również odtwarzanie w swoim życiu różnych aspektów ziemskiego życia Jezusa: Jego życia ukrytego, życia wspólnotowego, Jego bliskości względem ostatnich, Jego ubóstwa oraz innych przejawów Jego dawania siebie ze względu na miłość. Kontemplacja tych tajemnic, zaproponowana przez św. Ignacego z Loyoli, prowadzi nas do tego, aby je ucieleśniać także w naszych wyborach i postawach[18]. Ponieważ "wszystko w życiu Jezusa jest znakiem Jego misterium"[19], "całe życie Chrystusa jest objawieniem Ojca"[20], "całe życie Chrystusa jest misterium Odkupienia"[21], "całe życie Chrystusa jest misterium «rekapitulacji»"[22], i "wszystko, co Chrystus przeżył, czynił po to, abyśmy mogli przeżywać to w Nim i aby On przeżywał to w nas"[23]. 21. Planem Ojca jest Chrystus, a my w Nim. Ostatecznie, to Chrystusa miłuje w nas, ponieważ "świętość chrześcijańska to nic innego, jak życie pełnią miłości"[24]. Dlatego "miarą świętości jest to, jak wiele jest w naszym życiu z Chrystusa, oraz na ile, mocą Ducha Świętego, kształtujemy nasze życie na podobieństwo Jego życia"[25]. W ten sposób każdy święty jest orędziem, które Duch Święty bierze z bogactwa Jezusa Chrystusa i przekazuje Jego ludowi. 22. Aby rozpoznać, jak brzmi to słowo, które Pan pragnie wypowiedzieć poprzez danego świętego, nie należy rozwodzić się nad szczegółami, ponieważ również w nich mogą występować błędy i upadki. Nie wszystko, co święty mówi, jest w pełni wierne Ewangelii, nie wszystko, co czyni, jest autentyczne i doskonałe. Tym, co należy podziwiać, jest całe jego życie, cała jego droga uświęcenia, ta jego postać, która odzwierciedla coś z Jezusa Chrystusa i która odsłania się, kiedy udaje się pojąć znaczenie jego osoby jako całości[26]. 23. Jest to mocne wezwanie dla nas wszystkich. Także ty powinieneś pojmować całe swe życie jako misję. Spróbuj tego, słuchając Boga na modlitwie i rozpoznając znaki, jakie On ci daje. Zawsze pytaj Ducha Świętego, czego Jezus oczekuje od ciebie w każdej chwili twojego życia i w każdej decyzji, którą musisz podjąć, aby rozeznać miejsce, jakie zajmuje dana kwestia w twojej własnej misji. I pozwól Mu ukształtować w tobie tę osobistą tajemnicę, która odzwierciedla Jezusa Chrystusa we współczesnym świecie. 24. Niech Bóg da, abyś umiał rozpoznać, jakie jest to słowo, to orędzie Jezusa, które Bóg chce powiedzieć światu poprzez twoje życie. Daj się przemienić, daj się odnowić Duchowi, aby to było możliwe, i aby w ten sposób twoja cenna misja nie została utracona. Pan ją dopełni również pośród twych błędów i złych chwil, pod warunkiem, że nie porzucisz drogi miłości i zawsze będziesz otwarty na Jego nadprzyrodzone działanie, które oczyszcza i oświeca. Działalność, która uświęca 25. Ponieważ nie można zrozumieć Chrystusa bez Królestwa, które On przyniósł, twoja misja jest nierozerwalnie związana z budowaniem tego Królestwa: "Szukajcie naprzód królestwa Bożego i jego sprawiedliwości" (Mt 6, 33). Twoje utożsamienie się z Chrystusem i Jego pragnieniami pociąga za sobą zobowiązanie do budowania wraz z Nim Królestwa miłości, sprawiedliwości i pokoju dla wszystkich. Sam Chrystus chce to przeżywać wraz z Tobą, we wszystkich niezbędnych wysiłkach i wyrzeczeniach, a także w radościach i w owocności, które ci oferuje. Dlatego nie uświęcisz siebie, nie powierzając siebie z ciałem i duszą, aby z tym zaangażowaniem dać z siebie to, co najlepsze. 26. Nie jest zdrowe miłowanie milczenia i unikanie spotkania z drugim, pragnienie odpoczynku i odrzucanie działalności, szukanie modlitwy i umniejszanie posługi. Wszystko może zostać zaakceptowane i zintegrowane jako część naszego życia w tym świecie i włączone w drogę uświęcenia. Jesteśmy powołani do życia kontemplacją pośród działania i uświęcamy się w odpowiedzialnym i hojnym wypełnianiu naszej misji. 27. Czy Duch Święty może nas posłać do wypełnienia misji, a jednocześnie żądać, abyśmy od niej uciekali albo unikali poświęcenia się jej całkowicie, żeby zachować spokój wewnętrzny? Czasami odczuwamy pokusę, aby przenieść zaangażowanie duszpasterskie lub zaangażowanie w świecie na dalszy plan, tak jakby były one "rozproszeniem" na drodze uświęcenia i pokoju wewnętrznego. Zapominamy, że "to nie życie ma misję, ale że jest ono misją"[27]. 28. Zaangażowanie pobudzane niepokojem, pychą, koniecznością pokazania się i panowania, z pewnością nie będzie uświęcające. Wyzwaniem jest życie darem z siebie w taki sposób, aby wysiłki miały znaczenie ewangeliczne i coraz bardziej utożsamiały nas z Jezusem Chrystusem. Stąd mówi się często na przykład o duchowości katechety, duchowości kleru diecezjalnego, o duchowości pracy. Z tego samego powodu Evangelii gaudium chciałem zwieńczyć duchowością misyjną, Laudato si’ duchowością ekologiczną, zaś Amoris laetitia duchowością życia rodzinnego. 29. Nie oznacza to pogardzania chwilami spokoju, samotności i milczenia przed Bogiem. Wręcz przeciwnie. Ponieważ nieustanna nowość narzędzi technologicznych, atrakcyjność podróży, niezliczone oferty konsumpcji, nie zostawiają niekiedy pustych przestrzeni, w których rozbrzmiewa głos Boga. Wszystko jest wypełnione słowami, przelotnymi przyjemnościami i zgiełkiem coraz większej szybkości. Nie panuje tam radość, lecz raczej niezadowolenie tych, którzy nie wiedzą, po co żyją. Jak więc nie uznać, że musimy zatrzymać tę gorączkową gonitwę, by odzyskać przestrzeń osobistą, czasami bolesną, ale zawsze owocną, w której odbywa się szczery dialog z Bogiem? W pewnym momencie musimy wyraźnie dostrzec prawdę o nas samych, aby pozwolić, by została ona przeniknięta przez Pana. Nie zawsze można to osiągnąć, jeśli "w jakiejś sytuacji nie doświadczy się takiej próby, takiego oczyszczenia, jeśli nie znajdzie się nad brzegiem przepaści, jeśli nie dozna najcięższych pokus, jeśli nie poczuje się całkowicie osamotnionym"[28]. W ten sposób odkrywamy wspaniałe motywacje, które nas pobudzają do przeżywania w pełni naszych zadań. 30. Te same źródła rozrywki, mające wpływ na nasze obecne życie, prowadzą nas również do absolutyzowania czasu wolnego, w którym możemy bez ograniczeń używać tych środków, które zapewniają rozrywkę lub przelotne przyjemności[29]. W konsekwencji cierpi sama misja, osłabia się zaangażowanie, a wielkoduszna i ochocza posługa ulega osłabieniu. To wynaturza doświadczenie duchowe. Czy może być zdrowy duchowy zapał, który współistnieje z acedią w akcji ewangelizacyjnej lub w służbie innym? 31. Potrzebujemy ducha świętości, który przenika zarówno samotność, jak i posługę, zarówno intymność, jak i zaangażowanie ewangelizacyjne, tak aby każda chwila była wyrazem miłości darowanej pod wejrzeniem Pana. W ten sposób wszystkie chwile będą krokami na naszej drodze uświęcenia. Bardziej żywi, bardziej ludzcy 32. Nie bój się świętości. Nie odbierze ci ona sił, życia ani radości. Wręcz przeciwnie, ponieważ staniesz się tym, co zamyślał Ojciec, kiedy ciebie stworzył i będziesz wierny twojej istocie. Zależność od Niego uwalnia nas od zniewoleń i prowadzi nas do uznania naszej godności. Znajduje to odzwierciedlenie w św. Józefinie Bakhicie, która została "uprowadzona i sprzedana w niewolę, gdy miała zaledwie siedem lat, wiele wycierpiała z rąk okrutnych panów. Zyskała jednak zrozumienie głębokiej prawdy, że to Bóg, a nie człowiek jest prawdziwym Panem każdej ludzkiej istoty, każdego ludzkiego życia. To doświadczenie stało się źródłem wielkiej mądrości dla tej pokornej córy Afryki"[30]. 33. Każdy chrześcijanin, na tyle, na ile się uświęca, staje się bardziej owocny dla świata. Biskupi Afryki Zachodniej pouczyli nas: "Jesteśmy powołani w duchu nowej ewangelizacji, do bycia ewangelizowanymi i do ewangelizowania poprzez mobilizację wszystkich ochrzczonych, i do podjęcia waszej roli jako sól ziemi i światło świata, gdziekolwiek się znajdujecie"[31]. 34. Nie lękaj się dążyć wyżej, dać się miłować i wyzwolić przez Boga. Nie bój się pozwolić, aby cię prowadził Duch Święty. Świętość nie czyni cię mniej ludzkim, ponieważ jest spotkaniem Twojej słabości z siłą łaski. W głębi, jak powiedział Leon Bloy w życiu "istnieje tylko jeden smutek, nie być świętym"[32]. II. DWAJ SUBTELNI NIEPRZYJACIELE ŚWIĘTOŚCI 35. W tym kontekście pragnę zwrócić uwagę na dwa zafałszowania świętości, które mogłyby nas sprowadzić na manowce: gnostycyzm i pelagianizm. Są to dwie herezje, które powstały w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, ale wciąż są alarmująco aktualne. Także dzisiaj serca wielu chrześcijan, być może nie zdając sobie z tego sprawy, dają się zwieść przez te zwodnicze propozycje. W tych propozycjach wyraża się antropocentryczny immanentyzm przebrany za prawdę katolicką[33]. Przyjrzymy się dwóm formom doktrynalnej lub dyscyplinarnej pewności siebie, które powodują "narcystyczny i autorytarny elitaryzm, gdzie zamiast ewangelizowania pojawia się analiza i krytyka innych, a zamiast ułatwiania dostępu do łaski - traci się energię na kontrole. W żadnym z tych przypadków nie ma prawdziwego zainteresowania ani Jezusem Chrystusem, ani też innymi ludźmi"[34]. WSPÓŁCZESNY GNOSTYCYZM 36. Gnostycyzm zakłada "wiarę zamkniętą w subiektywizmie, gdzie liczy się jedynie określone doświadczenie albo zbiór idei czy informacji, które - jak się sądzi - przynoszą otuchę i oświecenie, ale gdzie podmiot ostatecznie zostaje zamknięty w immanencji swojego własnego rozumu lub swoich uczuć"[35]. Umysł bez Boga i bez ciała 37. Dzięki Bogu, w całej historii Kościoła bardzo jasno ukazano, że miarą doskonałości osób jest stopień ich miłości, a nie ilość zgromadzonych danych czy wiedzy. "Gnostycy" wprowadzają w tej kwestii pewien zamęt i osądzają innych, zaczynając od zweryfikowania, czy te osoby są w stanie zrozumieć głębię pewnych doktryn. Wyobrażają sobie umysł bez wcielenia, niezdolny do dotknięcia cierpiącego ciała Chrystusa w innych, usztywniony w encyklopedii abstrakcji. W końcu, odcieleśniając tajemnicę, wolą oni "Boga bez Chrystusa, Chrystusa bez Kościoła, Kościół bez ludu"[36]. 38. W ostatecznym rozrachunku, mamy do czynienia z zarozumiałą powierzchownością: dużo ruchu na powierzchni umysłu, ale nie porusza się, ani też nie wzrusza głębia myśli. Udaje się jej jednak ujarzmić niektórych zwodniczą fascynacją, ponieważ równowaga gnostyczna jest formalna i we własnym mniemaniu nieskażona. Może przybrać pozory pewnej harmonii lub jakiegoś ładu obejmującego wszystko. 39. Bądźmy jednak uważni. Nie mam na myśli racjonalistycznych wrogów wiary chrześcijańskiej. To może się zdarzać w Kościele, zarówno wśród osób świeckich w parafiach, jak i tych, którzy nauczają filozofii lub teologii w ośrodkach kształcenia. Cechą charakterystyczną gnostyków jest bowiem również przekonanie, że dzięki swoim wyjaśnieniom mogą uczynić doskonale zrozumiałą całą wiarę i całą Ewangelię. Absolutyzują swe teorie i zmuszają innych, by podporządkowali się rozumowaniu, którym oni się posługują. Czym innym jest zdrowe i pokorne wykorzystywanie rozumu do refleksji nad nauczaniem teologicznym i moralnym Ewangelii; czym innym natomiast jest próba zredukowania nauczania Jezusa do zimnej i surowej logiki, która dąży do panowania nad wszystkim[37]. Doktryna bez tajemnicy 40. Gnostycyzm jest jedną z najgorszych ideologii, ponieważ niesłusznie wywyższając wiedzę lub pewne doświadczenie, uważa swoją szczególną wizję rzeczywistości za doskonałą. W ten sposób, może nie zdając sobie z tego sprawy, ideologia ta karmi samą siebie i staje się jeszcze bardziej ślepą. Czasami staje się szczególnie zwodnicza, gdy przywdziewa płaszcz bezcielesnej duchowości. Albowiem gnostycyzm "ze swej natury chce oswoić tajemnicę"[38], zarówno tajemnicę Boga i Jego łaski, jak i tajemnicę życia innych. 41. Kiedy ktoś ma odpowiedzi na wszystkie pytania, pokazuje, że nie podąża właściwą drogą i możliwe, że jest fałszywym prorokiem, który używa religii dla własnej korzyści, w służbie swoich elukubracji psychologicznych i mentalnych. Bóg nas nieskończenie przerasta, zawsze jest zaskoczeniem i nie my decydujemy o tym, w jakich okolicznościach historycznych można Go spotkać, bo nie od nas zależy czas i miejsce, i sposób spotkania. Ten, kto chce, aby wszystko było jasne i pewne, usiłuje zapanować nad transcendencją Boga. 42. Nie można też próbować określać, gdzie nie ma Boga, ponieważ jest On tajemniczo obecny w życiu każdej osoby, jest obecny w życiu każdego w taki sposób, w jaki tego chce, i nie możemy temu zaprzeczyć naszymi rzekomymi pewnikami. Nawet jeśli czyjeś życie było katastrofą, nawet gdy widzimy, że został zniszczony przez wady lub uzależnienia, Bóg jest obecny w jego życiu. Jeśli pozwalamy się prowadzić bardziej Duchowi niż naszym rozumowaniom, możemy i powinniśmy szukać Pana w każdym ludzkim życiu. Jest to częścią tajemnicy, którą mentalności gnostyckie zazwyczaj odrzucają, ponieważ nie są w stanie jej kontrolować. Ograniczenia rozumu 43. Prawdę, którą otrzymujemy od Pana, możemy pojąć jedynie w sposób bardzo niedoskonały. Z jeszcze większą trudnością udaje się nam ją wyrazić. Dlatego nie możemy udawać, że nasz sposób rozumienia upoważnia nas do sprawowania ścisłego nadzoru nad życiem innych. Chcę przypomnieć, że w Kościele współistnieją zgodnie z prawem różne sposoby interpretacji wielu aspektów doktryny i życia chrześcijańskiego, które w swojej różnorodności "pomagają lepiej wyrazić niezwykle bogaty skarb Słowa". Oczywiście "ludziom tęskniącym za monolityczną doktryną, bronioną bez żadnych wyjątków przez wszystkich, może się to wydawać jakimś niedoskonałym rozpraszaniem"[39]. Jak to zwykle bywa, niektóre nurty gnostyczne lekceważyły bardzo konkretną prostotę Ewangelii i usiłowały zastąpić Boga Trójjedynego i wcielonego pewną wyższą Jednością, w której zanikała bogata różnorodność naszej historii. 44. W istocie doktryna, lub lepiej: nasze jej rozumienie i wyrażanie, "nie jest systemem zamkniętym, pozbawionym dynamiki zdolnej do rodzenia pytań, wątpliwości, dyskusji", a "pytania naszego ludu, jego zmagania, marzenia, troski mają wartość hermeneutyczną, której nie możemy pomijać, jeśli chcemy poważnie potraktować zasadę wcielenia. Jego pytania pomagają nam zadawać sobie pytania, jego dociekania stają się naszymi dociekaniami"[40]. 45. Często mamy do czynienia z niebezpiecznym zamętem: przekonaniem, że ponieważ wiemy coś lub możemy wyjaśnić to za pomocą pewnej logiki, jesteśmy już święci, doskonali, lepsi od "ciemnej masy". Św. Jan Paweł II ostrzegał tych, którzy w Kościele mają możliwość otrzymania głębszej formacji, przed pokusą rozwijania "swoistego poczucia wyższości wobec innych wiernych"[41]. Jednakże w istocie to, co sądzimy, iż wiemy, zawsze powinno stanowić motywację, by lepiej odpowiedzieć na miłość Boga, ponieważ "uczymy się po to, aby żyć: teologia i świętość są nieodłącznym dwumianem"[42]. 46. Gdy św. Franciszek z Asyżu zobaczył, że niektórzy z Jego uczniów nauczali doktryny, chciał uniknąć pokusy gnostycyzmu. Zatem tak napisał do św. Antoniego z Padwy: "Uważam to za dobre, że wykładasz świętą teologię barciom, byle byś tylko podczas tego studium nie gasił ducha modlitwy i pobożności"[43]. Rozpoznał on pokusę przekształcenia chrześcijańskiego doświadczenia w zbiór intelektualnych spekulacji, które w końcu oddalają nas od świeżości Ewangelii. Natomiast św. Bonawentura ostrzegał, że prawdziwa mądrość chrześcijańska nie powinna być oddzielana od miłosierdzia względem bliźniego: "Największa mądrość, jaka może istnieć, polega na tym, aby owocnie dawać to, co ktoś posiada do dania, to co zostało mu dane właśnie po to, aby rozdawał. [...] Dlatego, tak jak miłosierdzie jest przyjacielem mądrości, chciwość jest jego wrogiem"[44]. "Istnieje taka aktywność, która jednocząc się z kontemplacją nie stanowi dla niej przeszkody, ale ją ułatwia jako uczynki miłosierdzia i pobożności"[45]. WSPÓŁCZESNY PELAGIANIZM 47. Gnostycyzm doprowadził do powstania innej starej herezji, która jest obecna także współcześnie. Z upływem czasu wielu zaczęło dostrzegać, że to nie wiedza czyni nas lepszymi lub świętymi, ale życie, jakie prowadzimy. Problem polega na tym, że przekonanie to było subtelnym pogorszeniem wcześniejszych sądów, a w efekcie błąd gnostyków został zwyczajnie przekształcony, ale nie przezwyciężony. 48. Stało się tak, ponieważ władzę, jaką gnostycy przypisywali inteligencji, niektórzy zaczęli przypisywać ludzkiej woli, osobistemu wysiłkowi. W ten sposób wyłonili się pelagianie i semipelagianie. To już nie inteligencja zajmowała miejsce tajemnicy i łaski, ale wola. Zapomniano, że "wszystko zależy nie od woli człowieka, ani od jego zabiegów, lecz od zmiłowania Bożego" (por. Rz 9, 16), i że "On pierwszy nas umiłował" (1J 4, 19). Wola bez pokory 49. Osoby odpowiadające tej mentalności pelagiańskiej lub semipelagiańskiej, choć mówią o Bożej łasce w przesłodzonych wystąpieniach, "w ostateczności liczą tylko na własne siły i stawiają siebie wyżej od innych, ponieważ zachowują określone normy, albo ponieważ są niewzruszenie wierni pewnemu katolickiemu stylowi czasów minionych"[46]. Gdy ktoś z nich zwraca się do osób słabych, mówiąc im, że z łaską Bożą wszystko jest możliwe, w istocie przekazuje ideę, że wszystkiego można dokonać za pomocą ludzkiej woli, tak jakby była ona czymś czystym, doskonałym, wszechmocnym, do czego dołącza się łaska. Usiłuje się pomijać, że "nie wszyscy mogą uczynić wszystko"[47] i że w tym życiu ludzkie słabości nie są całkowicie i raz na zawsze uzdrowione przez łaskę[48]. W każdym razie, jak naucza św. Augustyn, Bóg zachęca ciebie, byś dokonał tego, co możesz i "prosił o to, czego nie możesz"[49]; albo byś pokornie powiedział Panu: "Udziel tego, co nakazujesz - i co chcesz nakazuj"[50]. 50. W ostatecznym rozrachunku brak szczerego, bolesnego i modlitewnego uznania naszych ograniczeń, co uniemożliwia łasce lepsze działanie w nas, nie pozostawiając jej miejsca na wzbudzenie tego możliwego dobra, włączającego się w proces szczerego i rzeczywistego rozwoju[51]. Łaska, właśnie dlatego, że bierze pod uwagę naszą naturę, nie czyni nas od razu nadludźmi. Oczekiwanie tego, byłoby przesadnym zaufaniem do samych siebie. W tym przypadku nasze postawy, kryjąc się za ortodoksją, mogą nie odpowiadać temu, co twierdzimy na temat konieczności łaski i prowadzić do tego, że w ostateczności zbyt mało jej ufamy. Jeśli bowiem nie uznamy naszej konkretnej i ograniczonej rzeczywistości, to nie możemy również dostrzec realnych i możliwych kroków, jakich żąda od nas Pan w każdej chwili, pociągnąwszy nas i uzdolniwszy poprzez Swój dar. Łaska działa w konkretnym czasie i zazwyczaj ogarnia nas i przemienia stopniowo[52]. Dlatego, jeśli odrzucimy ten sposób historyczny i stopniowy, możemy w istocie dojść do jego zaprzeczenia i zablokowania nawet, jeśli naszymi słowami sposób ten wychwalamy. 51. Kiedy Bóg zwraca się do Abrahama, mówi: "Ja jestem Bogiem Wszechmocnym. Żyj ze Mną w zażyłości i bądź bez skazy" (Rdz 17, 1). Abyśmy mogli być nienagannymi, tak jak On tego chce, musimy żyć pokornie w Jego obecności, ogarnięci Jego chwałą. Musimy podążać w jedności z Nim, rozpoznając w naszym życiu Jego stałą miłość. Trzeba porzucić strach przed Jego obecnością, która może nam uczynić jedynie dobro. On jest Ojcem, który dał nam życie i bardzo nas kocha. Kiedy Go akceptujemy i przestajemy myśleć o naszym życiu bez Niego, znika udręka samotności (por. Ps 139, 7). A jeśli nie stawiamy przeszkód między nami a Bogiem, i żyjemy w Jego obecności, to możemy pozwolić Jemu, by zbadał nasze serca, żeby zobaczył, czy znajdują się na właściwej drodze (por. Ps 139, 23-24). W ten sposób będziemy mogli poznać przyjemną i doskonałą wolę Pana (por. Rz 12, 1-2) i pozwolimy, aby On nas ukształtował jak garncarz (por. Iz 29,16). Wielokrotnie mówiliśmy, że Bóg w nas mieszka, ale lepiej powiedzieć, że to my w Nim mieszkamy, że On nam pozwala żyć w Jego świetle i w Jego miłości. On jest naszą świątynią: "O jedno proszę Pana, tego poszukuję: bym w domu Pańskim przebywał po wszystkie dni mego życia" (Ps 27, 4). "Jeden dzień w przybytkach Twoich lepszy jest niż innych tysiące" (Ps 84, 11). W Nim zostajemy uświęceni. Często zapominane nauczanie Kościoła 52. Kościół wielokrotnie nauczał, że nie jesteśmy usprawiedliwieni przez nasze uczynki lub nasze wysiłki, ale przez łaskę Pana, który podejmuje inicjatywę. Ojcowie Kościoła, jeszcze przed św. Augustynem, jasno wyrazili to podstawowe przekonanie. Św. Jan Chryzostom powiedział, że Bóg od razu wylewa na nas źródło wszelkich dóbr "i to przed walką"[53]. Św. Bazyli Wielki zauważył, że tylko w Bogu wierny doznaje chwały, ponieważ "wie, że wprawdzie nie posiada prawdziwej sprawiedliwości, jednak jest usprawiedliwiony przez samą wiarę w Chrystusa"[54]. 53. II Synod w Orange stanowczo nauczał, że żadna istota ludzka nie może żądać, zasługiwać lub nabyć daru Bożej łaski, i że to wszystko, co może z nią współdziałać, jest uprzednim darem tej samej łaski: "Przez udzielanie i działalność Ducha Świętego dzieje się w nas to, że chcemy się oczyścić"[55]. Następnie Sobór Trydencki, podkreślając także znaczenie naszej współpracy dla rozwoju duchowego, potwierdził to nauczanie dogmatyczne: "Mówi się, że bez własnej zasługi jesteśmy usprawiedliwieni, czy to wiara, czy uczynki, nie wysługuje samej łaski usprawiedliwienia: «Jeżeli zaś dzięki łasce, to już nie ze względu na uczynki, bo inaczej łaska nie byłaby już łaską» (Rz 11, 6)"[56]. 54. Również Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam, że dar łaski "przerasta zdolności rozumu i siły ludzkiej woli oraz każdego stworzenia"[57], i że "w znaczeniu ściśle prawnym nie istnieje ze strony człowieka zasługa względem Boga. Nierówność między Nim a nami jest niezmierna"[58]. Jego przyjaźń przerasta nas nieskończenie, nie może być kupiona przez nas poprzez nasze uczynki i może być jedynie darem Jego inicjatywy miłości. Zachęca to nas, abyśmy żyli z radosną wdzięcznością za ten dar, na który nigdy nie zasłużymy, ponieważ "Skoro ktoś łaskę już posiada - nie może łaska już posiadana być przedmiotem zasługi"[59]. Święci unikają pokładania ufności w swoich czynach: "Pod wieczór życia stanę przed Tobą z pustymi rękoma, bo nie proszę Cię, Panie, byś liczył moje uczynki. Wszelka sprawiedliwość nasza jest skażona w Twych oczach"[60]. 55. Jest to jedno z wielkich przekonań nabytych ostatecznie przez Kościół i tak wyraźnie wyrażonych w słowie Bożym, że pozostaje poza wszelką dyskusją. Podobnie, jak największe przykazanie miłości, także ta prawda powinna naznaczyć nasz sposób życia, ponieważ czerpie z serca Ewangelii i wzywa nas nie tylko do zaakceptowania jej umysłem, ale do przekształcenia jej w zaraźliwą radość. Jednakże nie możemy celebrować z wdzięcznością darmo otrzymanego daru przyjaźni z Panem, jeśli nie uznamy, że także nasze życie doczesne i nasze zdolności naturalne są darem. Musimy "uznać z radością, że nasza rzeczywistość jest owocem daru i zaakceptować także naszą wolność jako łaskę. Jest to dziś trudne w świecie, który wierzy, że ma coś sam z siebie, owoc swojej oryginalności i wolności"[61]. 56. Jedynie wychodząc z daru Bożego, dobrowolnie przyjętego i pokornie otrzymanego, możemy współpracować przez nasze wysiłki, aby dać się coraz bardziej przekształcać[62]. Pierwszą kwestią jest przynależność do Boga. Chodzi o ofiarowanie się Temu, który nas uprzedza, ofiarowanie Jemu naszych zdolności, naszego zaangażowania, naszej walki ze złem i naszej kreatywności, aby Jego dar rozwijał się w nas: "A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną" (Rz 12, 1). Skądinąd Kościół zawsze nauczał, że tylko miłość umożliwia rozwój życia w łasce, ponieważ jeśli "miłości bym nie miał, byłbym niczym" (1Kor 13, 2). Nowi pelagianie 57. Są też chrześcijanie, którzy starają się podążać inną drogą: polegającą na usprawiedliwieniu w oparciu o własne siły, na kulcie ludzkiej woli i własnych zdolności. Przekłada się to na egocentryczne i elitarystyczne samozadowolenie, pozbawione prawdziwej miłości. Przejawia się ono w wielu postawach, pozornie różniących się między sobą: obsesji na punkcie prawa, uleganiu urokowi osiągnięć społecznych i politycznych, ostentacyjnej trosce o liturgię, o doktrynę i prestiż Kościoła, próżności związanej z zarządzaniem w praktyce, pociągiem do dynamik samopomocy i realizacji autoreferencyjnej. Niektórzy chrześcijanie poświęcają na to swój czas i energię, zamiast pozwolić, by prowadził ich Duch Święty na drodze miłości, zamiast pasjonować się przekazywaniem piękna i radości Ewangelii i poszukiwać zagubionych w olbrzymich rzeszach spragnionych Chrystusa[63]. 58. Wiele razy, wbrew impulsom Ducha Świętego, życie Kościoła zamienia się w eksponat muzealny lub dostępny dla niewielu. Dzieje się tak, gdy niektóre grupy chrześcijańskie przywiązują nadmierną wagę do zachowywania pewnych własnych norm, zwyczajów lub stylów. W ten sposób często dochodzi do ograniczenia lub tłumienia Ewangelii, poprzez pozbawienie jej właściwej sobie urzekającej prostoty i smaku. Jest to być może subtelna forma pelagianizmu, ponieważ zdaje się podporządkować życie łaski niektórym strukturom ludzkim. Dotyczy to grup, ruchów i wspólnot. Wyjaśnia to również, dlaczego tak często zaczynając od intensywnego życia w Duchu Świętym, w końcu stają się one skamieniałe... lub zepsute. 59. Nie zdając sobie z tego sprawy oraz sądząc, że wszystko zależy od ludzkiego wysiłku ukierunkowanego przez normy i struktury kościelne, komplikujemy Ewangelię i stajemy się niewolnikami schematu, który pozostawia niewiele przestrzeni, w której może działać łaska. Św. Tomasz z Akwinu przypomniał nam, że przestrzegania przykazań dodanych do Ewangelii przez Kościół należy wymagać z umiarem, "aby nie czynić życia wiernych uciążliwym", ponieważ w ten sposób zamieniano by naszą religię w niewolnictwo[64]. Podsumowanie Prawa 60. Aby tego uniknąć, warto często przypominać, że istnieje hierarchia cnót, która zachęca nas do poszukiwania tego, co najistotniejsze. Prymat należy do cnót teologalnych, których przedmiotem i motywem jest Bóg. W centrum jest miłość. Św. Paweł mówi, że to, co liczy się naprawdę to "wiara, która działa przez miłość" (Ga 5, 6). Jesteśmy wezwani do bacznej troski o miłość: "Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo [...] miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa" (Rz 13, Bo "całe Prawo wypełnia się w tym jednym nakazie: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego" (Ga 5, 14). 61. Innymi słowy, w gęstej dżungli przykazań i przepisów, Jezus tworzy wyłom, który pozwala rozróżnić dwa oblicza, ojca i brata. Nie przekazuje nam dwóch dodatkowych formuł ani dwóch przykazań. Przekazuje nam dwa oblicza, a raczej jedno, oblicze Boga, które odzwierciedla się w wielu innych. Bowiem w każdym bracie, szczególnie w najmniejszym, słabym, bezbronnym i potrzebującym, obecny jest obraz Boga. Rzeczywiście, na końcu czasów, z odpadków tego kruchego człowieczeństwa, Pan ulepi swoje ostatnie dzieło sztuki. "Co pozostaje, co jest wartością w życiu, jakie bogactwa nie zanikną? Z pewnością dwa: Pan i bliźni. Te dwa bogactwa nie zanikną!"[65]. 62. Niech Pan uwolni Kościół od nowych form gnostycyzmu i pelagianizmu, które utrudniają drogę do świętości i zatrzymują na niej! Odchylenia te wyrażane są na różne sposoby, według własnego temperamentu i własnych cech. Dlatego zachęcam każdego do stawiania sobie pytań i rozeznawania przed Bogiem, w jaki sposób mogą się one przejawiać w jego życiu. III. W ŚWIETLE MISTRZA 63. Może istnieć wiele teorii na temat świętości, obfitych wyjaśnień i rozróżnień. Taka refleksja może być przydatna, ale nic nie jest bardziej pouczające, niż powrót do słów Jezusa i przyjęcie Jego sposobu przekazywania prawdy. Jezus wyjaśnił z całą prostotą, co to znaczy być świętymi, a uczynił to, kiedy zostawił nam błogosławieństwa (por. Mt 5, 3-12; Łk 6, 20-23). Są one jakby dowodem tożsamości chrześcijanina. Zatem, jeśli ktoś z nas stawia sobie pytanie: "Jak można stać się dobrym chrześcijaninem?" - odpowiedź jest prosta: trzeba, aby każdy na swój sposób czynił to, co mówi Jezus głosząc błogosławieństwa[66]. W nich naszkicowane jest oblicze Mistrza, do którego ukazywania w życiu codziennym jesteśmy powołani. 64. Słowo "szczęśliwy" lub "błogosławiony" staje się synonimem słowa "święty", ponieważ wyraża, że osoba, która jest wierna Bogu i żyje Jego słowem, osiąga prawdziwe szczęście, dając siebie w darze. POD PRĄD 65. Chociaż słowa Jezusa mogą wydawać nam się poetyckie, to jednak są one przeciwstawne wobec tego, co czyni się zazwyczaj i co czyni się w społeczeństwie. I chociaż to orędzie Jezusa nas pociąga, to jednak świat prowadzi nas do innego stylu życia. Błogosławieństwa nie są bynajmniej czymś lekkim, ani powierzchownym. Wręcz przeciwnie, możemy nimi żyć tylko wtedy, gdy Duch Święty przenika nas całą Swoją mocą i uwalnia nas od słabości egoizmu, lenistwa czy pychy. 66. Posłuchajmy ponownie Jezusa, z całą miłością i szacunkiem, na które zasługuje Mistrz. Pozwólmy Mu, aby Jego słowa nas uderzyły, prowokowały, wzywały do prawdziwej przemiany życia. W przeciwnym razie świętość będzie tylko słowami. Przypomnijmy sobie teraz kolejne błogosławieństwa w wersji Ewangelii Mateusza (por. Mt 5, 3-12)[67]. "Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie" 67. Ewangelia zachęca nas do rozpoznania prawdy naszego serca, aby zobaczyć, w czym upatrujemy bezpieczeństwa naszego życia. Zwykle bogacz czuje się pewnie dzięki swoim bogactwom i sądzi, że gdy są one zagrożone, rozpada się cały sens jego życia na ziemi. Sam Jezus powiedział nam o tym w przypowieści o bogatym głupcu, który - pewny siebie - nie pomyślał, że może umrzeć tego samego dnia (por. Łk 12, 16-21). 68. Bogactwa nic tobie nie zapewniają. Co więcej: gdy serce czuje się bogate, jest tak bardzo zadowolone z siebie, że nie ma w nim miejsca na słowo Boże, na to, by kochać braci ani cieszyć się najważniejszymi rzeczami w życiu. Poprzez to jesteśmy pozbawieni najwspanialszych dóbr. Dlatego Jezus nazywa błogosławionymi ubogich w duchu, którzy mają serca ubogie, do których może wejść Pan ze swoją nieustanną nowością. 69. To ubóstwo duchowe jest ściśle związane z ową "świętą obojętnością", proponowaną przez św. Ignacego z Loyoli, w której osiągamy piękną wolność wewnętrzną: "Trzeba nam stać się ludźmi obojętnymi [nie robiącymi różnicy] w stosunku do wszystkich rzeczy stworzonych, w tym wszystkim, co podlega wolności naszej wolnej woli, a nie jest jej zakazane [lub nakazane], tak byśmy z naszej strony nie pragnęli więcej zdrowia niż choroby, bogactwa [więcej] niż ubóstwa, zaszczytów [więcej] niż wzgardy, życia długiego [więcej] niż krótkiego, i podobnie we wszystkich innych rzeczach"[68]. 70. Łukasz nie mówi o ubóstwie "ducha", ale o byciu "ubogim" i nic więcej (por. Łk 6, 20). Zatem zachęca nas do życia surowego i ogołoconego. W ten sposób wzywa nas, abyśmy uczestniczyli w życiu najbardziej potrzebujących, w życiu, jakie prowadzili apostołowie, a na koniec, abyśmy upodobnili się do Jezusa, który "będąc bogaty, dla nas stał się ubogim" (2 Kor 8, 9). Bycie ubogim w sercu, to właśnie jest świętość. "Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię". 71. Są to słowa mocne w tym świecie, który od początku jest miejscem wrogości, w którym wszędzie trwają spory, w którym zewsząd przychodzi nienawiść, w którym ciągle klasyfikujemy innych na podstawie ich poglądów, nawyków, a nawet ich sposobu mówienia lub ubierania się. Krótko mówiąc, jest to królestwo pychy i próżności, w którym każdy sądzi, że ma prawo, by wznieść się ponad innych. Jednakże, chociaż wydaje się to niemożliwe, Jezus proponuje inny styl: łagodność. To właśnie czynił wraz ze swoimi uczniami i to kontemplujemy przy Jego wjeździe do Jerozolimy: "Oto Król twój przychodzi do Ciebie łagodny, siedzący na osiołku, źrebięciu oślicy" (Mt 21, 5; por. Za 9, 9). 72. Powiedział On: "Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych" (Mt 11, 29). Jeśli żyjemy wzburzeni, zarozumiali wobec innych, to w końcu stajemy się zmęczeni i wyczerpani. Ale kiedy postrzegamy ich ograniczenia i wady z czułością i łagodnością, nie czując się doskonalszymi, możemy im dopomóc i unikamy marnowania energii na bezużyteczne narzekania. Dla św. Teresy z Lisieux "miłość doskonała polega na tym, by znosić wady innych, by nie dziwić się wcale ich słabościom"[69]. 73. Św. Paweł wspomina o łagodności, jako o owocu Ducha Świętego (por. Ga 5, 23). Proponuje, byśmy za każdym razem, kiedy niepokoją nas złe działania bliźniego, podeszli do niego, aby go napomnieć, ale "w duchu łagodności" (Ga 6, 1), i przypomina: "Bacz jednak, abyś i ty nie uległ pokusie" (tamże). Także, jeśli ktoś broni swojej wiary i przekonań, powinien to czynić "z łagodnością" (por. 1P 3, 16), a nawet przeciwnicy powinni być traktowani przez niego "z łagodnością" (por. 2Tm 2, 25). W Kościele wielokrotnie obieraliśmy złą drogę, nie akceptując tego wezwania słowa Bożego. 74. Łagodność jest kolejnym wyrazem wewnętrznego ubóstwa tych, którzy pokładają swoją ufność jedynie w Bogu. Rzeczywiście, w Biblii często używa się tego samego słowa anawim w odniesieniu do ubogich i łagodnych. Ktoś mógłby się sprzeciwić: "Jeśli będę tak łagodny, to pomyślą, że jestem głupcem, że jestem naiwny albo słaby". Może tak będzie, ale pozwólmy, by inni tak pomyśleli. Lepiej być zawsze łagodnym, a spełnią się nasze największe pragnienia: cisi "posiądą ziemię", czyli zobaczą wypełnione w swoim życiu obietnice Boga. Łagodni bowiem, niezależnie od tego, co mówią okoliczności, pokładają nadzieję w Panu, a ufający Panu, "posiądą ziemię i będą się rozkoszować wielkim pokojem" (Ps 37, 11). Jednocześnie, Pan im ufa: "Ja patrzę na tego, który jest biedny i zgnębiony na duchu, i który z drżeniem czci moje słowo" (Iz 66, 2). Reagować z pokorną łagodnością - na tym polega świętość. "Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni". 75. Świat proponuje coś przeciwnego: rozrywkę, przyjemność, rozproszenie i zabawę, i mówi nam, że to właśnie czyni życie dobrym. Świat ignoruje, spogląda w inną stronę, gdy pojawiają się problemy, jak choroba lub cierpienie w rodzinie lub w otoczeniu. Świat nie chce płakać: woli ignorować bolesne sytuacje, maskować je, ukrywać. Wiele wysiłku wkłada się w to, aby uciec od sytuacji, w których obecne jest cierpienie, sądząc, że można przysłonić rzeczywistość, w której przecież nigdy, przenigdy nie może zabraknąć krzyża. 76. Osoba, która widzi rzeczy takimi, jakimi są naprawdę, która daje się przeszyć bólowi, płacze w swoim sercu, może osiągnąć głębię życia i być prawdziwie szczęśliwą[70]. Ta osoba jest pocieszona, ale pociechą Jezusa, a nie pociechą świata. W ten sposób może mieć odwagę, aby współdzielić cierpienia innych i przestaje uciekać od sytuacji bolesnych. W ten sposób odkrywa, że życie ma sens: pomagając bliźniemu w jego bólu, rozumiejąc udrękę innych, dając innym ulgę. Osoba ta czuje, że drugi człowiek jest ciałem z jej ciała, nie boi się zbliżyć aż po dotknięcie jego rany, współczuje aż po współodczuwanie, nie dzieli ich już żaden dystans. W ten sposób można przyjąć tę zachętę św. Pawła: "Płaczcie z tymi, którzy płaczą" (Rz 12, 15). Umiejętność płakania z innymi, to jest świętość. "Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni". 77. "Głód i pragnienie" to doświadczenia bardzo intensywne, ponieważ odnoszą się do podstawowych potrzeb i są związane z instynktem przetrwania. Są osoby, które bardzo pragną sprawiedliwości i dążą do niej, szukają jej z dużym zaangażowaniem. Jezus mówi, że będą nasyceni, ponieważ prędzej czy później pojawi się sprawiedliwość, a my możemy wnieść swój wkład, aby była ona możliwa, nawet jeśli nie zawsze widzimy rezultaty tego trudu. 78. Jednak sprawiedliwość, którą proponuje Jezus, nie jest podobna do tej, jakiej szuka świat, bardzo często splamionej małostkowymi interesami, manipulowanej z jednej lub z drugiej strony. Rzeczywistość pokazuje nam, jak łatwo jest wejść w siatkę korupcji, stać się częścią tej codziennej polityki na zasadzie "daję, aby inni mi dali", gdzie wszystko staje się kupczeniem. Tak wielu ludzi cierpi z powodu niesprawiedliwości, wielu z nich bezradnie patrzy, jak inni na przemian dzielą się "tortem życia". Niektórzy rezygnują z walki o sprawiedliwość i postanawiają stanąć po stronie zwycięzcy. To nie ma nic wspólnego z głodem i pragnieniem sprawiedliwości, pochwalanym przez Jezusa. 79. Taka sprawiedliwość zaczyna się wypełniać w życiu każdego z nas, gdy postępujemy sprawiedliwie w swoich decyzjach, co następnie przekłada się na poszukiwanie sprawiedliwości dla ubogich i słabych. Prawdą jest, że słowo "sprawiedliwość" może być synonimem wierności woli Boga w całym naszym życiu, ale jeśli nadamy mu sens bardzo ogólny, to zapominamy, że dotyczy ono zwłaszcza sprawiedliwości wobec bezbronnych: "Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie!" (Iz 1, 17). Głodne i spragnione poszukiwanie sprawiedliwości jest świętością. "Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią". 80. Miłosierdzie ma dwa aspekty: jest dawaniem, pomaganiem, służbą innym, a także przebaczeniem, zrozumieniem. Św. Mateusz podsumowuje to złotą zasadą: "Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!" (7, 12). Katechizm przypomina nam, że prawo to powinno być stosowane "we wszystkich przypadkach"[71], zwłaszcza gdy "człowiek spotyka się z sytuacjami, które czynią sąd moralny mniej pewnym i utrudniają decyzję"[72]. 81. Dawanie i przebaczanie jest próbą odzwierciedlenia w naszym życiu malutkiego odblasku doskonałości Boga, który obficie daje i przebacza. Dlatego w Ewangelii św. Łukasza nie znajdujemy słów "bądźcie doskonali" (Mt 5, 48), ale: "Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone; dawajcie, a będzie wam dane" (por. 6, 36-38). A następnie Łukasz dodaje coś, czego nie można pomijać: "Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie" (6, 38). Miara, jakiej używamy, aby zrozumieć i wybaczyć zostanie zastosowana do nas samych, aby nam przebaczyć. Miara, jaką stosujemy, by dawać, zostanie zastosowana do nas w Niebie, aby nam wynagrodzić. Nie wolno nam o tym zapomnieć. 82. Jezus nie mówi: "błogosławieni, którzy planują zemstę", ale nazywa błogosławionymi tych, którzy przebaczają i czynią to "siedemdziesiąt siedem razy" (Mt 18, 22). Trzeba pomyśleć, że wszyscy jesteśmy armią rozgrzeszonych. Na każdego z nas spojrzano z Bożym współczuciem. Jeśli szczerze zbliżymy się do Pana i wyostrzymy słuch, to zapewne czasami usłyszymy ten wyrzut: "Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?" (Mt 18, 33). Miłosierne postrzeganie i działanie jest świętością. "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą". 83. To błogosławieństwo odnosi się do tych, którzy mają serce proste, czyste, bez brudu, ponieważ serce, które umie kochać, nie dopuszcza do swego życia czegoś, co zagraża tej miłości, czegoś, co ją osłabia lub naraża ją na niebezpieczeństwo. W Biblii serce oznacza nasze prawdziwe intencje, to czego naprawdę szukamy i pragniemy, niezależnie od tego, co okazujemy: "bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce" (1Sm 16, 7). Stara się On rozmawiać z nami w sercu (por. Oz 2, 16) i tam chce wpisać swoje Prawo (por. Jr 31, 33). Krótko mówiąc, chce nam dać nowe serce (por. Ez 36, 26). 84. "Z całą pilnością strzeż swego serca" (Prz 4, 23). Nic zaplamionego kłamstwem nie ma dla Pana prawdziwej wartości. "Ujdzie On przed obłudą, usunie się od niemądrych myśli" (Mdr 1, 5). Ojciec, który "widzi w ukryciu" (Mt 6, 6), rozpoznaje to, co nie jest czyste, czyli to, co nie jest szczere, ale jest tylko powłoką i pozorem, jak też Syn, który wie, "co w człowieku się kryje" (J 2, 25). 85. To prawda, że nie ma miłości bez uczynków miłości, ale to błogosławieństwo przypomina nam, że Pan oczekuje od nas płynącego z serca poświęcenia się bratu, bo "gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał" (1Kor 13, 3). W Ewangelii według św. Mateusza widzimy także, iż to, co pochodzi z wnętrza serca, jest tym, co czyni człowieka nieczystym (por. 15, 18), ponieważ stamtąd pochodzą morderstwa, kradzieże, fałszywe świadectwa itp. (por. 15, 19). W intencjach serca mają swe źródło pragnienia i najgłębsze decyzje, które naprawdę nas pobudzają. 86. Kiedy serce kocha Boga i bliźniego (por. Mt 22, 36-40), kiedy jest to jego prawdziwą intencją, a nie pustosłowiem, to wówczas serce to jest czyste i może zobaczyć Boga. Św. Paweł, w swoim Hymnie o Miłości, mówi, że "Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno" (1Kor 13, 12), ale na tyle, na ile prawdziwie panuje miłość, będziemy mogli zobaczyć "twarzą w twarz" (tamże). Jezus obiecuje, że ci, którzy mają serce czyste, "będą oglądać Boga". Zachowywanie serca w czystości od wszystkiego, co plami miłość, jest świętością. "Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi". 87. Błogosławieństwo to skłania nas do pomyślenia o wielu powtarzających się sytuacjach konfliktowych. Bardzo często zdarza się nam, że jesteśmy przyczyną konfliktów lub przynajmniej nieporozumień. Na przykład, gdy słyszę coś od kogoś i idę do drugiego, by mu o tym powiedzieć, a nawet tworzę drugą wersję, nieco szerszą, i ją rozpowszechniam. A jeśli wyrządzi ona więcej szkody, to wydaje mi się, że sprawia mi to więcej satysfakcji. Świat plotek, tworzony przez ludzi krytykujących i niszczących, nie buduje pokoju. Ci ludzie są raczej wrogami pokoju i w żaden sposób nie są błogosławieni[73]. 88. Ludzie wprowadzający pokój są źródłem pokoju, budują pokój i przyjaźń społeczną. Tym, którzy wszędzie wprowadzają pokój, Jezus składa piękną obietnicę: "będą nazwani synami Bożymi" (Mt 5, 9). Prosił On uczniów, aby, wchodząc do jakiegoś domu, mówili: "Pokój temu domowi!" (Łk 10, 5). Słowo Boże zachęca każdego wierzącego, by dążył do pokoju razem z innymi (por. 2Tm 2, 22), bo "Owoc sprawiedliwości sieją w pokoju ci, którzy zaprowadzają pokój" (Jk 3, 18). A jeśli w jakimś przypadku w naszej wspólnocie mamy wątpliwości co do tego, co należy czynić, "starajmy się o to, co służy sprawie pokoju" (Rz 14, 19), ponieważ jedność jest ważniejsza od konfliktu[74]. 89. Niełatwo jest budować ten ewangeliczny pokój, który nikogo nie wyklucza, ale włącza także tych, którzy są nieco dziwni, trudni i skomplikowani, tych, którzy wymagają uwagi, tych, którzy są inni, tych, którzy są bardzo obciążeni życiem, mają inne zainteresowania. Jest to trudne i wymaga wielkiej otwartości umysłu i serca, ponieważ nie jest to "budowanie zgody «przy biurku» lub kruchego pokoju jedynie dla uprzywilejowanej mniejszości"[75] ani też "projekt przygotowany przez niewielu i adresowany do niewielu"[76]. Nie usiłuje też pomijać lub ukrywać konfliktów, ale raczej "przyjąć konflikt, rozwiązać go i przemienić w ogniwo nowego procesu"[77]. Chodzi o to, by być budowniczymi pokoju, ponieważ budowanie pokoju jest sztuką wymagającą pogody ducha, kreatywności, wrażliwości i umiejętności. Rozsiewanie pokoju wokół nas jest świętością "Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie". 90. Sam Jezus podkreśla, że ta droga prowadzi pod prąd, do tego stopnia, że stajemy się osobami, które swoim życiem zadają pytanie społeczeństwu, ludźmi, którzy drażnią. Jezus przypomina, jak wielu ludzi było i jest prześladowanych jedynie z tego powodu, że walczyli o sprawiedliwość, że żyli swoim zaangażowaniem wobec Boga i innych. Jeśli nie chcemy zanurzyć się w mrocznej miernocie, nie pragnijmy wygodnego życia, bo "kto chce zachować swoje życie, straci je" (Mt 16, 25). 91. Nie możemy czekać, aby zacząć żyć Ewangelią, gdy wszystko wokół nas będzie nam sprzyjało, ponieważ często chęć zdobycia władzy i interesy doczesne grają przeciwko nam. Św. Jan Paweł II powiedział, że "wyobcowane jest społeczeństwo, które poprzez formy społecznej organizacji, produkcji i kon
Duchowość. O. Kolbe: Oto formułka świętości, niezawodna! Kto ją zastosuje w życiu, uświęci się na pewno! Należy do najpopularniejszych świętych na świecie. Napisano o nim setki rozpraw, książek i artykułów. Jego decyzja o oddaniu życia za Franciszka Gajowniczka wciąż wywołuje dreszcz i budzi podziw.
Uroczystość świętych Apostołów Piotra i Pawła już od połowy III wieku obchodzona jest wspólnie 29 czerwca. Obaj Apostołowie ponieśli śmierć męczeńską w Rzymie w czasie prześladowania za cesarza Nerona. Piotr zginął około 64 r. Tradycja głosi, że został ukrzyżowany. Apostoł jednak wyznał, że nie jest godny umrzeć jak Jezus. Dlatego też został przybity do krzyża głową w dół. Paweł, przez jakiś czas więziony w Rzymie, został ścięty mieczem około 67 apostolska Piotra i Pawła w Rzymie oraz poniesione tam męczeństwo sprawiły, że Kościół Rzymski nabrał kluczowego znaczenia w chrześcijaństwie. Biskup Rzymu, następca św. Piotra oraz spadkobierca tradycji apostolskiej św. Pawła cieszy się pierwszeństwem i władzą biskupią w całym Kościele. Św. Piotr – pierwszy biskup Rzymu – jest uznawany za pierwszego w gronie Apostołów otrzymał od Jezusa specjalną władzę określaną mianem prymatu. Jego następcy, papieże, są obdarzeni łaską nieomylności w oficjalnym i uroczystym nauczaniu całego Kościoła w sprawach wiary i moralności. Sprawują też najwyższą władzę kościelną wynikającą z przywileju znak łączności biskupów ze Stolicą Apostolską w uroczystość św. Piotra i Pawła papież wręcza metropolitom paliusze. Są to koliste wstęgi w kształcie naszyjnika, ozdobione sześcioma krzyżami i wykonane z białej wełny. Baranki, od których pochodzi wełna, zostają pobłogosławione każdego roku 21 stycznia, w dniu św. Agnieszki. Papież nakłada paliusze arcybiskupom metropolitom mianowanym w ostatnim okresie. Paliusze są symbolem władzy, jaką zgodnie z prawem metropolita pozostający w komunii z Kościołem Rzymu obejmuje w swojej metropolii. Arcybiskup metropolita zakłada paliusz tylko na terenie swojej własnej archidiecezji podczas uroczystej liturgii.„Święty Piotr”, olej na płótnie, Paolo Basenzi, XVII Piotr – pierwotnie Szymon – pochodził z Betsaidy nad Jeziorem Galilejskim. Podobnie jak jego ojciec i brat był rybakiem. Był człowiekiem żonatym, po ślubie mieszkał w Kafarnaum. Być może pierwotnie był uczniem św. Jana Chrzciciela. W chwili powołania Jezus nadał mu nowe imię – Piotr, to znaczy Skała. Jako pierwszy, w imieniu wszystkich Apostołów, uznał w Jezusie Mesjasza. Na pytanie Jezusa: „A wy za kogo mnie uważacie?”, Piotr odpowiedział: „Ty jesteś Mesjasz, syn Boga Żywego”. Wówczas usłyszał: „Ty jesteś Piotr, Skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”. Wielokrotnie Ewangelie ukazują szczególną pozycję Piotra w gronie Apostołów. Często wypowiada się w imieniu wszystkich Apostołów, jest świadkiem największych cudów: przemienienia i wskrzeszenia córki Jaira. W tzw. „katalogach Apostołów” (np. Mt 10,1-4) zawsze jest wymieniany na pierwszym miejscu. Często też w Piśmie św. pojawia się zwrot „Piotr i Aposotołowie”, który podkreśla jego szczególną rolę. Po zmartwychwstaniu Jezusa pierwszy z Apostołów wszedł do pustego grobu. Później to jemu właśnie Jezus powiedział „Paś owce, paś baranki moje”, mimo, że gdy Jezus był sądzony i skazany na śmierć, Piotr trzykrotnie się Go zaparł. Te wszystkie świadectwa wskazują na prymat św. misyjną Piotr prowadził w Samarii, Liddzie, Jaffie, Cezarei Nadmorskiej. Później wędruje do Antiochii, następnie do Azji Mniejszej a wreszcie Rzymu, gdzie założył gminę chrześcijańską i był jej pierwszym biskupem. Tam podczas prześladowań za cesarza Nerona został aresztowany i poniósł śmierć męczeńską ukrzyżowany głową w dół, prawdopodobnie ok. 64 r. Nad jego grobem w IV w. za czasów Konstantyna Wielkiego wzniesiono kościół, który po różnych przebudowach ostatecznie przybrał postać obecnej Bazyliki św. Piotra. Napisał 2 listy apostolskie, które weszły do kanonu Nowego równieżKult św. Piotra trwa od początków Kościoła. Nad jego grobem zbudowano kościół, który stopniowo przybrał postać Bazyliki św. Piotra. Od 1377 roku przy tej świątyni mieszkają biskupi rzymscy. Obecna świątynia jest dziełem wielkich mistrzów z lat 1506 – 1667. Po podpisaniu między Stolicą Apostolską a Republiką Włoską paktów laterańskich niecałe pół kilometra kwadratowego wokół Bazyliki jest terenem miasta-państwa Watykan. Rocznie miejsce kultu św. Piotra nawiedza blisko 8 milionów pielgrzymów i turystów. Bazylika św. Piotra nie jest jednak katedrą rzymską. Tę honorową rolę pełni Bazylika św. Jana na Lateranie.„Święty Paweł”, olej na płótnie, El Greco, Paweł nosił przed nawróceniem imię Szaweł. Urodził się w Tarsie między 5 a 10 rokiem po Chrystusie. Pochodził z rodziny żydowskiej, posiadał jednak również obywatelstwo rzymskie. Należał do stronnictwa faryzeuszy. Był uczniem jednego z najwybitniejszych nauczycieli żydowskich – Gamaliela. Jako faryzeusz był zaciętym wrogiem Kościoła. Nawrócił się ok. 35 r. w drodze do Damaszku, gdy został powalony na ziemię, ukazał mu się Jezus i usłyszał głos: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?”.Po cudownym nawróceniu przez trzy lata przebywał w Damaszku, później na krótko odwiedził Jerozolimę, gdzie spotkał się z innymi Apostołami. Odbył trzy wielkie podróże misyjne, w których dotarł do wielu miast pogańskich w Azji Mniejszej, a nawet Grecji. Z niektórych fragmentów jego listów wynika także, że już po nawróceniu miał doświadczenia powodu gorliwości apostolskiej jego życie wielokrotnie wystawione było na niebezpieczeństwo. Aresztowany w Jerozolimie w 60 r. spędził najpierw dwa lata w więzieniu w Cezarei, a po odwołaniu się do cezara, został przewieziony do Rzymu. Tam kilka lat spędził w areszcie domowym. Uwolniony z braku dowodów jakiejkolwiek winy odbył prawdopodobnie kolejną podróż do Hiszpanii i na Kretę. Ponownie został aresztowany poniósł w roku 67 śmierć męczeńską. Jako obywatel rzymski nie był torturowany, lecz został ścięty mieczem. Jako datę śmierci Apostoła podaje się 29 czerwca. Już Konstantyn Wielki po roku 330 na miejscu męczeństwa św. Pawła wystawił świątynię. Znajduje się ona już poza murami starożytnego Rzymu i nosi nazwę Bazylika św. Pawła za Paweł pozostawił po sobie 13 listów, które należą do kanonu Pisma św. Dzięki świetnemu wykształceniu potrafił też nawiązać dialog z myślicielami pogańskimi, co stworzyło nowe możliwości ewangelizacji wśród pogan. Jest nazywany Apostołem Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!Najciekawsze artykułyco tydzień w Twojej skrzynce mailowejRaz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7
Krzysztof Grzywocz: Adrienne von Speyr o spowiedzi. Szwajcarska mistyczka, pisząc o wspólnotowym wymiarze spowiedzi, wyciąga ciekawy wniosek, że Kościół sam spowiada się w swoich członkach, aby jeszcze bardziej – jako oblubienica Chrystusa – promieniować w świecie świętością – pisał ks. Krzysztof Grzywocz, przypominamy
O wielkiej modlitwie Jana Pawła II, jego wrażliwości na każdego człowieka, osobowości i związku z Ojczyzną - z kard. Stanisławem Dziwiszem, metropolitą krakowskim, sekretarzem Jana Pawła II - rozmawia ks. inf. Ireneusz Skubiś KS. INF. IRENEUSZ SKUBIŚ: - Pamiętam słowa śp. kard. Stanisława Nagyego: "O wielu rzeczach myślałem, gdy spotykałem się z papieżem Janem Pawłem II, ale o tym, że może być świętym, nie myślałem". Wspominam też moją wizytę w Watykanie: szliśmy odprawiać nabożeństwo czerwcowe i Ksiądz Kardynał jako sekretarz Papieża, wskazując na różne zakamarki w Pałacu Apostolskim, mówił: Ileż on się tu modli! Mocno zapadły mi te słowa w pamięci. Dziś Polska oczekuje na kanonizację bł. Jana Pawła II. Ksiądz Kardynał osobiście przygotowuje ten dzień w Krakowie i w Kościele powszechnym. Modlitwa z pewnością była wyjątkowym wyróżnikiem Jana Pawła II... KARD. STANISŁAW DZIWISZ: - Nawiążę do słów śp. kard. Nagyego. Rozmawialiśmy nieraz o Janie Pawle II. Zawsze mówiłem: Patrz, jak on się modli, jak traktuje drugiego człowieka, jakie umartwione życie prowadzi. To wszystko składało się na jego niezwykłą łączność z Bogiem. A byliśmy bardzo blisko niego - ja sam w Krakowie 12 lat, a potem 27 lat w Watykanie; całe moje kapłańskie życie związane jest z osobą Jana Pawła II. Teraz jednak jeszcze bardziej widzę, jak ta świętość była tam obecna, w czym się przejawiała. Nigdy np. Ojciec Święty nie sprawował Mszy św. rano bez wcześniejszego przygotowania. Czynił rozmyślanie, zawsze przed Mszą św. przygotowywał się najmniej 15 minut. I nigdy nie odszedł po Mszy św., żeby nie uczynić dziękczynienia. Poza tym - nie rozmawiał z ludźmi przed Mszą św. Kiedy jechaliśmy na wizytacje czy celebry, przed Mszą św. musiała być cisza, "silentium", skupienie, on przygotowywał się na spotkanie z Panem w czasie Mszy św. Po Mszy św. było podobnie. Chociażby te fakty świadczą już o jego odniesieniu do Chrystusa. Ludzie, którzy przychodzili na Mszę św. w jego prywatnej kaplicy, także w Krakowie, mówili potem, że on jakby się przemienia, że modląc się czy sprawując Eucharystię, wprowadza ludzi w klimat zjednoczenia z Panem Bogiem. Już takie odniesienie do Chrystusa Eucharystycznego świadczyło o jego świętości. Rzeczywiście, jak mówiłem, Ojciec Święty szukał ustronnych miejsc do kontaktu z Panem. Co jakiś czas staraliśmy się dać mu okazję wyjazdu w plener. Na początku nie rozmawiał z towarzyszami, ale zatapiał się w Panu Bogu, podziwiając Stwórcę poprzez stworzenia. Był artystą, człowiekiem wrażliwym na piękno. Piękno przyrody pomagało mu w spotkaniu z Panem Bogiem. Wszyscy, którzy patrzyli z daleka, by mu nie przeszkadzać, byli pod urokiem jego modlitwy i zjednoczenia z Panem Bogiem. Kiedy był młodszy - bo potem przyszedł wiek, choroby - dużo się modlił leżąc krzyżem czy to na posadzce w kaplicy na Franciszkańskiej w Krakowie, czy w Rzymie. Pozostawialiśmy go dyskretnie, ale słyszeliśmy, jak mówił do Pana Boga w cichości - to był dialog z Chrystusem Eucharystycznym. Słyszeliśmy, jak omadlał problemy, kraje, do których się wybierał, ich mieszkańców. Zresztą powtarzał, że dla papieża najważniejszym działaniem jest modlitwa, ręce uniesione do góry. Papież modlący się to pośrednik między Bogiem a człowiekiem, między niebem a ziemią. Kard. Nagy może nie pamiętał, jak Papież jeszcze jako arcybiskup krakowski zjeżdżał z Kasprowego do Kuźnic, że miał swoje miejsce, gdzie się zatrzymywał, żeby się modlić, odmówić brewiarz, i w każdy czwartek była Godzina święta. Jako kapłan, biskup nigdy nie opuścił Godziny świętej (adoracja). Nam, klerykom, mówił nieraz: w Ogrójcu Apostołowie spali i trzeba to uzupełnić. On uzupełniał. Przez całe życie w czwartek, także podczas wszystkich podróży, kiedy program był bardzo napięty, Godzina święta była zawsze. Wiele świadczy o jego świętości. Najważniejszy znak tej świętości to modlitwa - zjednoczenie z Panem Bogiem. I nigdy nie robił tego na pokaz. - Takie traktowanie Mszy św. i zjednoczenie z Bogiem w Godzinie świętej jest niezwykle ważne zwłaszcza dla kapłanów... - Jan Paweł II szukał możliwości rozmowy z Bogiem w gwarze, w czasie podróży, dlatego znajdował miejsca wyciszenia się i modlitwy. Tak przygotowany szedł na Mszę św. A jeśli chodzi o kapłanów - osobistą inicjatywą Jana Pawła II było pisanie listów do kapłanów. Napisał ich sporo. Wyłania się z nich jego dusza. Sprawa kapłaństwa zawsze leżała mu na sercu. - Jakie inne jeszcze znaki świętości, poza modlitwą, dostrzegł Ksiądz Kardynał u Jana Pawła II? Co zostało w pamięci? - Wielka dyscyplina. Nigdy nie tracił czasu. To był człowiek wielkiej pracy, nawet w czasie wakacji. Kiedy nie pisał, to wiele czytał. Papież pisał osobiście: przemówienia, dokumenty, encykliki... Miał podzielność uwagi. To człowiek szalenie utalentowany... Poza tym lubił się pośmiać, lubił żarty - ale nigdy z kogoś. Bardzo pilnował, aby komuś nie sprawić przykrości. Tyle lat byłem z nim i nigdy nie widziałem, żeby komuś wyrządził przykrość. Nawet kiedy trzeba było zwrócił uwagę, czynił to w taki sposób, żeby nikt nie czuł się urażony, dotknięty. - A jako przełożony, biskup w Krakowie... - Księża mieli do niego ogromne zaufanie. Był dyskretny i starał się zrozumieć słabości. Księża szli do niego ze wszystkimi problemami i wiedzieli, że nie podzieli się nimi z innymi, że bierze je na siebie. - Ojciec Święty był profesorem akademickim. Zapewne dziś z powodzeniem może być patronem środowiska akademickiego... - Przez rok był i moim profesorem, najpierw jako ksiądz, potem jako biskup. Zawsze był świetnie przygotowany do wykładów, które były logiczne, precyzyjne i wygłaszane - nigdy nie czytał z tekstu, dawał skróty. Na egzaminach był bardzo wymagający. Zadawał konkretne pytanie i kiedy student skończył, mówił: Tak ksiądz myśli... To dziękuję. Każdy wychodził, nie wiedząc, jaką notę otrzymuje. Mieliśmy zawsze ogromny szacunek do osoby biskupa profesora, którego bacznie obserwowaliśmy. A on, kiedy rozpoczynała się przerwa, szedł do kaplicy i widzieliśmy, jak się modlił. Klęczał, zatopiony w modlitwie. Był wzorem i dla profesora, i dla młodego człowieka, studenta. - Ojciec Święty, będąc jeszcze w Krakowie, uprawiał sport - turystykę górską, kajaki, narty. Z pewnością współczesny młody człowiek chciałby mieć patrona, który rozumie jego pasje... - Myślę, że Jan Paweł II może być patronem wszystkich kategorii, bo jego życie osobiste i kapłańskie było bardzo bogate. Mówi się dziś, że jest on również patronem Polski - w czasach trudnych pokazującym drogę, wiodącym moralnie. - Imponuje wielki patriotyzm Jana Pawła II, umiłowanie przez niego wszystkiego, co Polskę stanowi. Eminencja był niezwykłym świadkiem tego, jak Ojciec Święty uczył nas, Polaków, kochać ojczyznę. - Wciąż podkreślam jego niezwykły patriotyzm. Nieraz mówił: ja jestem tu, w Rzymie, ale jestem jako Polak. Kultura polska, historia Polski, naród i Kościół polski przygotowały mnie do tego, żeby tu być. I służę Kościołowi i ludzkości jako Polak. Często mówił, że miłość ojczyzny, patriotyzm ma w sobie coś religijnego, to jest jak z miłością do rodziców. On cieszył się, że był Polakiem i starał się również, żeby w świecie znano Polskę, polską kulturę, ponieważ ma ona wielką wartość, zwłaszcza dla Europy. Zawsze też podkreślał, że Europa stanowi całość: Wschód i Zachód to dwa jej płuca. Mówił: nacjonalizm to ograniczenie w patriotyzmie, i to jest złe, natomiast patriotyzm jest czymś bardzo pozytywnym, to świadomość swoich korzeni, czegoś, co jest w tej kulturze najważniejsze, co ją tworzy i czym człowiek powinien żyć. - Ksiądz Kardynał był także świadkiem różnych zachowań ludzi kultury w Krakowie. Jak na to reagował Jan Paweł II? - On miał wielkie wyczucie wartości. Sam bardzo pogłębiony, w spotkaniu z twórczością czy z ludźmi kultury od razu wyczuwał, co reprezentują. Nie dawał się nigdy zasugerować opiniom - miał własną ocenę, która była zawsze, zwłaszcza dziś to widzimy, słuszna. Szanował ludzi, co nie znaczy, że utożsamiał się z ich poglądami. - Pontyfikat Jana Pawła II bardzo korzystnie wpływał na dzieje Polski w tamtych czasach... - Niewątpliwie wynikało to także z szerokiej współpracy z kard. Wyszyńskim. Oni się rozumieli. Na pewno kard. Wyszyński jako duszpasterz był wielkim strategiem, a Wojtyła miał argumenty nie do odparcia, i w tym bardzo się uzupełniali. Przemiany, które się dokonały w Polsce, miały swój zasadniczy początek w pierwszej podróży Jana Pawła II do ojczyzny. - "Solidarność", która stała się znakiem nadziei dla Polski, mogła się narodzić dlatego, że ludzie w Polsce poczuli się silniejsi, uświadomili sobie: mamy Papieża Polaka... - On uwalniał z lęków poszczególne osoby, ale i narody. To było zwycięstwo. Oczywiście, pierwsza podróż Jana Pawła II do Polski wyzwoliła z lęków nasz naród i narodziła się "Solidarność". Ale impuls był tam. Dodam również, że był to człowiek związany z tajemnicami fatimskimi, o czym mało się mówi. Myślę, że Opatrzność posłużyła się nim do wykonania żądań Matki Bożej Fatimskiej. Tak się złożyło, że poprzedni papieże, choć znali sekrety, nie dysponowali warunkami, by żądania Matki Bożej w Fatimie zostały spełnione. Spełnił je Jan Paweł II. - Ks. Mirosław Drozdek, tworząc sanktuarium na zakopiańskich Krzeptówkach, wpisał się w te wydarzenia. - Niewątpliwie. Wiemy od biskupów wschodnich, że po oddaniu Niepokalanemu Sercu Maryi krajów uciśnionych przez komunizm zaczęło się coś zmieniać. I tak doszło do upadku Związku Radzieckiego, komunizmu i marksizmu na świecie. Dokonała się największa rewolucja. Oczywiście, przy współudziale Opatrzności Bożej, która - wierzymy - posłużyła się tym Papieżem. - Kiedy po wizycie w Berlinie, gdy wraz z Helmutem Kohlem znalazł się pod murem berlińskim, Ojciec Święty przypomniał ten moment przy stole, przy którym i ja się znalazłem, padła wówczas propozycja, żeby przemówienia Papieża i Kohla wydrukować w "Niedzieli". - Wielka szkoda, że polskie środki przekazu nie podjęły tego wątku z życia Papieża - przejścia przez Bramę Brandenburską (1996 - przyp. red.). To było zakończenie ostatniej wojny. Śledziłem wtedy polskie media - jakoś nie zrozumiały ważności tej sytuacji. - Ojciec Święty bardzo to przeżył. - Bo zdawał sobie sprawę, co to znaczy. Był bardzo wrażliwy na znaki czas. Na stadionie, który otwierał Hitler na olimpiadę w Berlinie, Papież celebrował Mszę św... To są te znaki, o których nie powinniśmy zapominać. - Ksiądz Kardynał należał do osób najbliższych Ojcu Świętemu. Miał on wielu przyjaciół. W jaki sposób jako człowiek święty był wierny tej przyjaźni? A że był, widzieliśmy w Wadowicach, kiedy niezwykle serdecznie mówił do swoich. - Ojciec Święty zawsze był wierny w przyjaźni. Nawet kiedy czasem nam się wydawało, że ktoś nadużywa jego przyjaźni, zachowuje się niegodnie i nie zasługuje na nią, on był jej wierny do końca. Wszyscy, którzy mienili się jego przyjaciółmi, zawsze mogli liczyć na jego przyjaźń. - Nie mogę nie zapytać Eminencji, który jest najlepszym tego świadkiem, jak Ojciec Święty był nastawiony do "Niedzieli" i innych pism katolickich. - Ojciec Święty przeglądał całą polską prasę katolicką. Podziwiał, że tak się odrodziła właściwie z niczego, bo kiedyś zamknięto jej usta. - Odczuwaliśmy wtedy ogromną życzliwość także wobec Księdza Kardynała, który bardzo nam pomagał przy każdej bytności w Rzymie spotkać się z Ojcem Świętym... - Ojciec Święty zawsze przyjmował Księdza Infułata z wdzięcznością, zdając sobie sprawę, jak ważną rolę spełnia w Polsce on oraz "Niedziela" - i mamy nadzieję, że tę rolę będzie spełniać nadal. - Jestem wdzięczny za papieski telefon komórkowy, który do tego czasu mi służy... - Częstochowa w osobie Księdza Infułata może być dumna, że dostąpiła tego, czego nie udało się dokonać innym. Ojciec Święty bardzo szanował Waszego arcybiskupa seniora Stanisława Nowaka. Wiąże się z nim pewna legenda. Mianowicie kiedy został mianowany wikariuszem w Ludźmierzu, był tam oryginalny proboszcz. Ks. Nowak przyszedł do niego i mówi, że został tu posłany na wikarego. A proboszcz na to: "Ki dziod pcho się do Ludźmierza!". Ten "dziad" szybko został proboszczem w sąsiedztwie, potem ojcem duchownym w seminarium, rektorem, profesorem na PAT, biskupem i arcybiskupem... Znamienne jest też to, że został od razu biskupem i arcybiskupem w Częstochowie. Był przewidywany gdzie indziej, ale zmarł bp Stefan Bareła. To wielka duchowość. Ojciec Święty nie miał żadnych wątpliwości, że na stolicę do Częstochowy trzeba posłać człowieka uduchowionego, wrażliwego na kult Matki Bożej. Takim był i jest abp Stanisław Nowak. - Dziękuję za cenną wypowiedź pierwszego świadka świętości Ojca Świętego, niebawem przez Kościół kanonizowanego. - Jan Paweł II to wielka osobowość. Na tej jego ludzkiej osobowości budowała się świętość człowieka, kapłana, biskupa i papieża...
Odpowiedź:Kacper, Kasper, Kaspar, Gaspar – imię męskie pochodzenia perskiego (pers. Gathaspar). Imię Kacper powstało jako gwarowe przekształcenie imienia Kasper…
Święty Marcin jako świadek Chrystusa Odpowiedzi: 8 0 about 13 years ago CZYN ZAPISANY W ZŁOTEJ KSIĘDZE W 3 lata po edykcie mediolańskim rodzi się w Sabarii, w rzymskiej prowincji Pannonii (aktualnie: Węgry) – Marcin, syn rzymskiego żołnierza, dziecko pogańskiej rodziny. Nieco później ojciec zostaje przeniesiony do Pawii, w północnych Włoszech. Dziecko, przeniknięte w tajemniczy sposób łaską, doświadcza wewnętrznych wezwań. Przyciąga je religia chrześcijańska, którą widzi żywą i działającą wokół siebie. Mając 12 lat marzy o życiu na pustyni, wzorem wschodnich ascetów. Niestety, prawo wymaga, by ukończywszy 15 lat, syn żołnierza też służył w armii cesarskiej. Marcin (imię będące zdrobnieniem od Marsa - boga wojny) zostaje przeznaczony do gwardii cesarskiej, oddziału elitarnego czuwającego nad obszarami zagrożonymi przez barbarzyńców. Marcin wyjeżdża do Galii. Przyłącza się do garnizonu w Armiens. To tu rozegra się wspaniała scena, która zostanie zapisana w chrześcijańskiej złotej księdze miłosierdzia. Zdjęty litością na widok biedaka w łachmanach, drżącego z zimna w chłodzie północnego wiatru, u bram miasta, siedzący na koniu Marcin zdejmuje płaszcz i przeciąwszy go na pół, daje większą część nędzarzowi. Następnej nocy ma wizję, a może sen: Chrystus objawia mu się odziany w połowę jego płaszcza... Ten gest pomoże chrześcijanom nadchodzących wieków dojrzeć Jezusa we wszelkiej nędzy. Basia17 Beginner Odpowiedzi: 36 0 people got help 0 about 13 years ago DROGA WIARY W krótkim czasie po tym wydarzeniu Marcin przyjmuje chrzest. Odtąd całkowicie należy do Chrystusa. Musi jednak służyć w armii aż do końca wyznaczonego okresu. Opuści ją więc dopiero po 25 latach. W miarę jednak jak wzrasta w nim wiara, gaśnie duch żołnierski. Tuż przed ukończeniem służby ma wziąć udział w szturmie na Worms. Odmawia przelewu krwi i prosi cesarza o zwolnienie z udziału w tej akcji. Cesarz Julian traktuje go z wściekłością jak tchórza. Marcin prosi więc o umieszczenie go na czele nacierających, ale bez żadnej broni z wyjątkiem... krzyża. Tuż przed szturmem barbarzyńcy poddają się. Żołnierze przypisują Marcinowi ten nieoczekiwany „cud". Mając 40 lat opuszcza armię. Udaje się do Poitiers. Słyszał opowiadania o biskupie Hilarym, wielkim świętym, obrońcy wiary katolickiej przed mnożącymi się biskupami ariańskimi. Ten odkrywa w Marcinie istotę rozpaloną wiarą, pragnie więc zatrzymać go przy sobie jako diakona. Marcin odmawia przyjęcia tego zaszczytu. Zgadza się jednak na pełnienie posługi egzorcysty. Życie nauczyło go jadowitości i podstępnego działania szatana i jego zastępów. Basia17 Beginner Odpowiedzi: 36 0 people got help 0 about 13 years ago ŚWIADEK CHRYSTUSA Dzięki snowi budzi się w nim dawne marzenie: doprowadzić rodziców, jeszcze żyjących, do Jezusa Chrystusa. Gdy święty Hilary, będący w Galii żelazem włóczni przeciw arianizmowi, agresywnemu i przeważającemu, zostaje zesłany na wygnanie do Frygii, Marcin udaje się do Illyricum. W drodze napadają go w Alpach bandyci. Jeden z nich nawraca się wstrząśnięty pokojem promieniującym z wędrowca. Przybywszy do domu nawraca matkę. Ojciec odmawia przyjęcia wiary chrześcijańskiej. Biskupi w Illyricum, oddani arianizmowi, zauważają w Marcinie żarliwego obrońcę boskości Chrystusa. Prześladują go i skazują na publiczne ubiczowanie. Po tym wydarzeniu Marcin udaje się do Italii. Przebywa w pustelni blisko Mediolanu. I tutaj biskup, który przyjął arianizm, wyrzuca go ze swego terytorium. Marcin znajduje więc schronienie na wysepce Gallinaria niedaleko Genui. Idąc za przykładem wschodnich ascetów odżywia się ziołami i korzonkami. Pewnego dnia spożył trującą roślinę. Bliskiego śmierci Marcina ocaliła jedynie modlitwa. W tym okresie dowiedział się, że biskup Hilary otrzymał pozwolenie na powrót do Galii. Wraca więc do Poitiers, gdzie Hilary przyjmuje go z otwartymi ramionami nie jako ucznia, lecz jako chwalebnego towarzysza swych walk z arianami. ŻYCIE MNICHA Marcin usuwa się do pustelni odległej o dwie godziny marszu od Poitiers. Przyłączają się do niego uczniowie. To początek wspólnoty, która uformuje klasztor w Liguge: pierwsza wspólnota zakonna w Galii. Pewnego dnia, podczas nieobecności Marcina, umiera tu młody katechumen. Po 3 dniach Marcin powraca. Wstrząśnięty żałobą uczniów modli się przed jego ciałem. Płacze gorzko i błaga Pana o przywrócenie mu życia. Młody człowiek powstaje z mar i opowiada o życiu w drugim świecie. GŁOS LUDU Marcin pozostaje w Liguge 15 lat. Oddaje się studiowaniu Biblii i głosi kazania w okolicznych miejscowościach. Jego sława sięga daleko, szczególnie od chwili, gdy za jego wstawiennictwem Pan przywrócił życie młodemu katechumenowi, a także niewolnikowi z sąsiedniej posiadłości. Dziwny plan rodzi się więc w umysłach chrześcijan w Tours. W r. 371 umiera ich biskup - Lidor. Dlaczegóż święty mnich nie miałby zająć jego miejsca? Przewidując jego odmowę posługują się pewną strategią... Jeden z mieszkańców błaga Marcina o modlitwę nad ciężko chorą żoną. Idąc za głosem dobrego serca mnich udaje się w drogę. Nagle otacza go tłum ludzi i prowadzi do Tours. Na nic się zda sprzeciw. Tam przyjmuje go wspólnota ogarniętych entuzjazmem chrześcijan, kapłanów i świeckich, prosząca go o przyjęcie godności biskupa. Odczytując ostatecznie w tych wydarzeniach wolę Bożą Marcin wreszcie przystaje. Nie jest jednak łatwo znaleźć biskupa, który zechce konsekrować tego mnicha o włosach długich i w nieładzie, mającego szaty brudne i zniszczone, z wyglądu niewiele wartego... Basia17 Beginner Odpowiedzi: 36 0 people got help 0 about 13 years ago BISKUP Marcin nie zwleka z ukazaniem się jako biskup władający z autorytetem, kochany, szanowany przez wiernych. Jest pokorny i serdeczny. Nadal jest ubogi. Mieszka w pustelni o pół godziny drogi pieszo od Tours. Dołączają się do niego uczniowie. Tak bierze początek klasztor w Marmoutier. Ustanawia w nim regułę życia opartą na modlitwie, ubóstwie i umartwieniu. Biskup przyjmuje w nim 80 dusz pragnących żyć jak on – święty. Przywdziewają zgrzebne burki. Każdy żyje w swoim domku, modląc się, rozmyślając, kopiując święte księgi. Marcin udaje się co dnia do katedry odprawić nabożeństwa. Pewnego dnia, w czasie Eucharystii wierni widzą promieniejącą aureolę... biskup właśnie dał biedakowi własną tunikę. Jego miłosierdzie jest niestrudzone. Wykupuje więźniów, wstawia się za skazanymi na śmierć, przemierza wioski diecezji, burzy świątynie pogańskie i demoniczne bożki, wycina święte gaje. Niezliczone znaki towarzyszą niestrudzonym wysiłkom ewangelizacyjnym tego pasterza dusz. Umacnia wiernych w wierze, osłabia wierzenia pogańskie i ariańskie herezje. Na miejscu zburzonych świątyń buduje kościoły i klasztory. Powoli w jego diecezji mnożą się miejsca święte, które biskup powierza swym kapłanom. Rośnie liczba powołań wokół niego i pod jego kierownictwem. CUDOTWÓRCA Sulpicjusz Sewer, biograf św. Marcina, potwierdza, iż sam był świadkiem wielu cudów. Oto kilka z nich z długiej listy. Wyprosiło je wstawiennictwo biskupa - cudotwórcy. Przybywszy pewnego dnia do pogańskiej wioski postanowił wyciąć ich święte drzewo. Prowadzeni przez ofiarnika mieszkańcy sprzeciwiają się temu. Przywiązany na własną prośbę do drzewa rosnącego obok tego, które ma być wycięte i zgodnie z prawami natury skazany na zmiażdżenie przez wycinane drzewo, święty ocalał, gdyż przewróciło się ono w drugą stronę. Wstrząśnięci cudem mieszkańcy pogańskiej wioski nawracają się. Innego dnia biskup podkłada ogień pod pogańską świątynię. Ogień z powodu wiatru zagraża sąsiedniemu domowi. Wspiąwszy się na jego dach Marcin błaga Niebo o oszczędzenie domu. Płomienie odwracają się. Kiedyś w podróży zaatakował go rozbójnik. Kiedy już miał przeszyć biskupa mieczem, upadł na wznak. Przerażony tym, uciekł. W Trewirze biskup uzdrawia umierającą, sparaliżowaną dziewczynkę. Wlał jej do ust kilka kropli poświęconego oleju. U bram Paryża biskup Marcin spotyka trędowatego - straszliwie zniekształconego. Bierze go w ramiona, całuje, a trąd znika. Wyrywając piekłu tak wielką liczbę dusz, Marcin staje się często pastwą ataków diabelskich. W Trewirze wygania demona ze sługi prokonsula Tetradiusza, a ten nawraca się. Wchodząc pewnego dnia do domu zauważa demona o straszliwym wyglądzie. Rozkazuje mu odejść, demon zaś zamiast to uczynić, bierze w posiadanie mężczyznę mieszkającego na tyłach domu. Nieszczęśnik zamienia się we wściekłe zwierzę, gotowe ukąsić każdego, kto się doń zbliży. Oburzony święty idzie w jego kierunku, wkłada mu do ust palce i woła do ducha nieczystego: „Jeśli masz jakąkolwiek moc, to ugryź tę rękę wyciągniętą nad tobą!" Demon ucieka jakby z ręki biskupa buchały płomienie. Blisko Chartres Marcin wyprasza u Pana powrót do życia zmarłego dziecka, z którym śpieszy do niego zapłakana matka. Towarzyszy jej tłum pogan. Wszyscy się nawracają. Gdy Marcin zauważa wyjątkowy opór ze strony pogan wobec wysiłków ewangelizacyjnych, ucieka się do ulubionej broni: pokuty. Ubiera się jedynie we włosiennicę, posypuje popiołem, modli się i pości przez trzy dni. Tak doprowadza do nawrócenia miejscowości Levroux, której mieszkańcy wzbogacili się niegodziwymi praktykami okultystycznymi. Po trzech dniach aniołowie nakazują mu powrócić do straszliwego miejsca. Mieszkańcy są jakby sparaliżowani. Marcin burzy ich świątynię i bożki. Wychodząc ze stanu odrętwienia poganie uznają w tych wydarzeniach znak Nieba i przyjmują wiarę chrześcijańską. Basia17 Beginner Odpowiedzi: 36 0 people got help 0 about 13 years ago MARCIN I SPRAWA PRYSCYLIANIZMU W czasie jego bytności w Trewirze została podniesiona sprawa herezji pryscylianizmu. Pryscylian, biskup Awilii, opierając się na doktrynie dość kruchej nauczał w profetycznym natchnieniu. Posługiwał się apokryfami, odrzucał Stary Testament i doktrynę Kościoła, sam żył w skrajnym ascetyzmie. Został skazany przez Synod w Saragossie (380), zaś jego potępienie potwierdził synod w Bordeaux (384). Nierozważnie biskup Pryscylian odwołał się do sądu cesarza. Marcin doradzał miłosierdzie oraz doprowadzenie Pryscyliana do zdrowego pojmowania wiary. Biskup z Tours osądzał też jako niestosowne ingerowanie ramienia świeckiego w wewnętrzne sprawy Kościoła. Pomimo interwencji Marcina sprawa zakończyła się tragicznie. Najbardziej nieubłagani biskupi kierują do cesarza Maksyma prośbę o przykładne ukaranie biskupa Pryscyliana. Zostaje on skazany na śmierć wraz z sześcioma towarzyszami. Rozwiązanie to zaprzecza Ewangelii i zadaje ciężki cios Kościołowi. Marcin z Tours zostaje przez tych samych biskupów oskarżony o sprzyjanie nieszczęsnemu Pryscylianowi. Tymczasem także święty biskup Mediolanu, Ambroży, jest zgorszony tą sprawą, tym bardziej, że cesarz Maksym miesza się odtąd częściej w sprawy Kościoła. Wysyła wojsko do Hiszpanii z misją przegonienia heretyków i wytępienia ich. Dowiadując się o tym Marcin spieszy ponownie do Trewiru. Maksym wymaga od niego jako dowodu poddania swej władzy, przyłączenia się do biskupów, którym przewodzi Hiszpan Itacjusz. Jego zatwardziałość dochodzi do okrucieństwa. Aby uniknąć najgorszego Marcin przystaje, jednak jego sumienie będzie rozdarte. Wzorem był mu Jezus cichy i serca pokornego. Małżonka cesarza, przeciwnie, przyjmuje go przy swoim stole. Usługuje mu stojąc, ze spuszczonymi oczyma, a radość z takiego współbiesiadnika maluje się na jej twarzy. Jest przy nim i Martą, i Marią. Słucha z zachwytem i zachowuje się jak służąca, z duszą ogarniętą wiarą. Basia17 Beginner Odpowiedzi: 36 0 people got help 0 about 13 years ago WIERNOŚĆ DO KOŃCA Powróciwszy do diecezji biskup Marcin osiągnął wiek zaawansowany, a wciąż i coraz mocniej daje dowody wyrozumiałości i współczucia. Pewnego dnia, idąc odprawić Mszę św. spotkał biedaka w łachmanach, drżącego z zimna. Nakazał archidiakonowi przyodziać go odpowiednio. Ten jednak nic nie znalazł. Biedak na nowo zwrócił się do świętego. Wtedy Marcin zdjął własne szaty i ubrał w nie nieszczęsnego człowieka. Nawet wobec najbliższych współpracowników, którzy zachowywali się nagannie, Marcin dał dowody miłosiernej życzliwości. Diakon Brice, którego przyjęto w bardzo młodym wieku w Marmoutier, zaczął prowadził rozwiązłe życie. Na biskupa rzucał zniewagi i oszczerstwa. Błagano Marcina, aby przegonił niegodziwca. Biskup odpowiedział: „Jezus znosił Judasza, a więc ja mogę znosić Brice’a". Modlił się. Wstrząśnięty dobrocią swego biskupa i łaską wysłużoną przez modlitwy świętego, Brice nawrócił się i wszedł na drogę świętości. Cud tej łaski przeszedł wyobrażenie, bo to właśnie Brice stanie się następcą Marcina jako biskup Tours! Prawa Królestwa Bożego nie są prawami tego świata. Brice, dzięki dobroci Marcina, stał się nowym owocem przypowieści o synu marnotrawnym. Marcin niestrudzenie wykonuje swój apostolat. Jego miłosierdzie kruszy zatwardziałe serca. Życzliwy dla grzeszników, przyjmuje ich nawet w klasztorze. To sama dobroć i miłosierdzie. Szatanowi, który nie przestaje go dręczyć i doświadczać, powiedział jednego dnia: „Sądzę, że gdybyś zechciał przestać kusić ludzi i gdybyś mógł okazać skruchę za twe przeszłe zbrodnie, Bóg by ci wybaczył i okazał ci miłosierdzie..." Marcin pojął przepaść Bożego miłosierdzia... SCHYŁEK MISJI Biskup Tours osiągnął wiek wyjątkowy w jego epoce: 81 lat. W tym czasie wybucha kłótnia pomiędzy kapłanami w Candes, nad Loarą. On – narzędzie pokoju, udaje się tam, chcąc doprowadzić do zgody. Do końca był pasterzem czuwającym. Po wypełnieniu tej misji popada w chorobę. Jego uczniowie, którzy towarzyszyli mu w wielkiej liczbie, lamentują u stóp jego łoża, bojąc się, że śmierć odbierze im świętego biskupa. Chory zdaje się na wolę Boga. Kładzie się na ziemi. Uczniowie chcą mu zrobić posłanie ze słomy, ale on stwierdza: „Nie godzi się, żeby chrześcijanin umarł inaczej niż w popiele." Bardzo cierpi. Leży na plecach, co potęguje jego dolegliwości. Uczniowie proszą, by położył się na boku. Marcin odpowiada: „Pozwólcie, moje dzieci, że będę patrzył raczej w niebo niż w ziemię, aby moja dusza odnalazła prostą drogę ku swemu Panu." I demon trwa przy nim, czyhając na najmniejszą słabość duszy, która spustoszyła jego królestwo ciemności. „Cóż tu robisz? – dopytuje się święty. – Nie znajdziesz we mnie niczego, przeklęte stworzenie, co by należało do ciebie. Miłosierdzie Boże przyjmie mnie na łono Abrahama." Olbrzym wiary przywołuje ojca wierzących nim wejdzie ostatecznie w pokój i radość Chrystusa. Zaledwie wypowiedział te słowa, oddał ducha Stwórcy, po życiu wypełnionym służbą Bogu. Na posłaniu z popiołu ma twarz rozpromienioną niewyrażalnym pokojem. 11 listopada 397 św. Marcin z Tours zostaje złożony do grobu. Odtąd wierni napływają tłumie do jego grobu. Św. Brice, jego następca, buduje bazylikę, która staje się celem pielgrzymek chrześcijan ze wszystkich narodów. W maju 1562 roku kalwini palą jego relikwie. Udało się ocalić ramię i część czaszki. Płaszcz biskupi świętego, tak zwaną capellę przechowali Merowingowie, później Karolingowie, w oratorium. Capella św. Marcina użyczyła nazwy oratorium, zwanemu odtąd chapelle czyli kaplicą. Niezwykłą sławę tego świętego potwierdza wielka liczba miejscowości i kościołów noszących jego imię: blisko 500 miejscowości i około 4000 tysiące kościołów w samej Francji. Cały Zachód świadczy o tym kulcie, w Rzymie jest aż 7 kościołów, które obrały go za swego patrona. René Lejeune Przekł. z fr.: E. B.; Stella Maris (szwajcarskie pismo religijne Wydawn. du Parvis) nr 320, listopad 1996, str. 1-4; w: „Vox Domini" nr 9-10/97, str. 2-4 Basia17 Beginner Odpowiedzi: 36 0 people got help 0 about 13 years ago To wszystko to jedna praca :) jak coś tu masz jeszcze link ;) Basia17 Beginner Odpowiedzi: 36 0 people got help 0 about 13 years ago ŚWIADEK CHRYSTUSA Dzięki snowi budzi się w nim dawne marzenie: doprowadzić rodziców, jeszcze żyjących, do Jezusa Chrystusa. Gdy święty Hilary, będący w Galii żelazem włóczni przeciw arianizmowi, agresywnemu i przeważającemu, zostaje zesłany na wygnanie do Frygii, Marcin udaje się do Illyricum. W drodze napadają go w Alpach bandyci. Jeden z nich nawraca się wstrząśnięty pokojem promieniującym z wędrowca. Przybywszy do domu nawraca matkę. Ojciec odmawia przyjęcia wiary chrześcijańskiej. Biskupi w Illyricum, oddani arianizmowi, zauważają w Marcinie żarliwego obrońcę boskości Chrystusa. Prześladują go i skazują na publiczne ubiczowanie. Po tym wydarzeniu Marcin udaje się do Italii. Przebywa w pustelni blisko Mediolanu. I tutaj biskup, który przyjął arianizm, wyrzuca go ze swego terytorium. Marcin znajduje więc schronienie na wysepce Gallinaria niedaleko Genui. Idąc za przykładem wschodnich ascetów odżywia się ziołami i korzonkami. Pewnego dnia spożył trującą roślinę. Bliskiego śmierci Marcina ocaliła jedynie modlitwa. W tym okresie dowiedział się, że biskup Hilary otrzymał pozwolenie na powrót do Galii. Wraca więc do Poitiers, gdzie Hilary przyjmuje go z otwartymi ramionami nie jako ucznia, lecz jako chwalebnego towarzysza swych walk z arianami. ŻYCIE MNICHA Marcin usuwa się do pustelni odległej o dwie godziny marszu od Poitiers. Przyłączają się do niego uczniowie. To początek wspólnoty, która uformuje klasztor w Liguge: pierwsza wspólnota zakonna w Galii. Pewnego dnia, podczas nieobecności Marcina, umiera tu młody katechumen. Po 3 dniach Marcin powraca. Wstrząśnięty żałobą uczniów modli się przed jego ciałem. Płacze gorzko i błaga Pana o przywrócenie mu życia. Młody człowiek powstaje z mar i opowiada o życiu w drugim świecie. GŁOS LUDU Marcin pozostaje w Liguge 15 lat. Oddaje się studiowaniu Biblii i głosi kazania w okolicznych miejscowościach. Jego sława sięga daleko, szczególnie od chwili, gdy za jego wstawiennictwem Pan przywrócił życie młodemu katechumenowi, a także niewolnikowi z sąsiedniej posiadłości. Dziwny plan rodzi się więc w umysłach chrześcijan w Tours. W r. 371 umiera ich biskup - Lidor. Dlaczegóż święty mnich nie miałby zająć jego miejsca? Przewidując jego odmowę posługują się pewną strategią... Jeden z mieszkańców błaga Marcina o modlitwę nad ciężko chorą żoną. Idąc za głosem dobrego serca mnich udaje się w drogę. Nagle otacza go tłum ludzi i prowadzi do Tours. Na nic się zda sprzeciw. Tam przyjmuje go wspólnota ogarniętych entuzjazmem chrześcijan, kapłanów i świeckich, prosząca go o przyjęcie godności biskupa. Odczytując ostatecznie w tych wydarzeniach wolę Bożą Marcin wreszcie przystaje. Nie jest jednak łatwo znaleźć biskupa, który zechce konsekrować tego mnicha o włosach długich i w nieładzie, mającego szaty brudne i zniszczone, z wyglądu niewiele wartego... !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! paulinka15 Rookie Odpowiedzi: 25 0 people got help
fMeqxhN. 499 20 426 305 256 207 63 149 304
napisz co w życiu swojego patrona świadczy o jego świętości